Takie zwykłe życie

Fascynujące mam życie mówią niektórzy. Podziwiają, że można tak zostawić przeszłość. Całą. I ruszyć. W nieznane. Kręcą głowami i cmokają. Niektórzy zazdroszczą. Inni pytają jak to się robi? A ja naprawdę nie wiem tak do końca o co chodzi. Ot dzień za dniem. Bo dla mnie to po prostu zwykłe życie. Nuda wręcz można powiedzieć. Codzienna „droga na Ostrołękę”. Mówią, czy nie zbłądziłam w tej Germanii, bo przecież chciałam do kraju z oceanem, albo morzem miłą i ciepłą wodą szumiącą…
A ja odpowiadam za każdym razem, że mam cholerne szczęście być tu gdzie jestem, przejść to, co przeszłam i iść tam, dokąd zmierzam. Nawet jeśli bolą nogi po drodze. Ale to moja droga. Taka zwykła najzwyklejsza. No bo zobaczcie sami…
Właśnie przeprowadziłam się do mieszkania z widokiem na łąki, pola, lasy, na wzgórzu słonecznym i malowniczym. Można powiedzieć, cholera, wszędzie daleko, samochodu nie ma (rowerów nie cierpię), a do tego te górki, trzeba jak ta kozica zasuwać i nie ważne czy na spacer czy z plecakiem pełnym zakupów. Idziesz i już. No cholera jasna się tak wpakować! A ja cieszę się jak dzieciak, mój pies jeszcze bardziej bo brykamy po tych łąkach i lasach i łazimy po górkach i się pocimy i dyszymy i sapiemy i poznajemy miłych ludzi i inne czworonożne stworzenia. A ja cieszę się jak wariatka, że po podłączeniu pralki zmywarka nie działa, albowiem mogę myć naczynia bez końca i patrzeć na zachodzące słońce tuż za wzgórzem, hen daleko. I wcale nie muszę zamykać oczu i wyobrażać sobie, że jestem gdzieś w tropikach czy innym kraju, w którym to chciałabym  mieszkać bo to co widzę myjąc naczynia w zupełności mi wystarcza.
Właśnie rozpoczęłam kurs języka niemieckiego. O zgrozo! O szalona! O tempora! O mores! Bunt, walka, nie, no nie, proszę tylko nie to. Aż w końcu zatrybiło! I kajam się przed oślicą Kawulą bo fascynuje mnie ten język coraz bardziej. Odkrywam nowe pokłady chęci do nauki. Budzę się. Odświeżam neurony. Reaktywuję. Przełączam. Nastrajam. I pojawiają się nowe pomysły. I zachciało mi się uczyć więcej języków, i przypomniały mi się te które już znam mniej lub bardziej i one wszystkie w głowie sobie falują i są i uaktywniają się w zaskakujących momentach. Pięć godzin nauki codziennie, od poniedziałku do piątku. I tak pół roku. Płakałam w poduszkę, że straciłam siebie, że zdradziłam, że jak mogłam zostawić moją wolność  dni dla niemieckiego! A tu w prezencie dostałam tej wolności jeszcze więcej a dzień się paradoksalnie rozciągnął, bo mam czas i na leniwe obserwowanie drzew z mojej białej sofy i sączenie zielonej herbaty, i mam czas na wędrówki z psem (co też zajmuje ok 3 godzin dziennie), i mam czas na maile, telefony, zadania domowe, zakupy, gotowania, serial, gazetę i książkę. Tak, to wszystko jednego dnia. I na te naczynia też jest czas i na drzemkę popołudniową i na długą kąpiel w wannie pachnącą ziołami. Nie mam pojęcia jak ten czas to robi, ale dla mnie jakoś tak się poszerza. I jeszcze rano z kijami biegnę do szkoły i z niej wracam jako ta kozica po górkach moich okolicznych bo co się będzie droga marnować skoro mogę posportować się trochę idąc tam i z powrotem. A no i masuję nadal, więc jak by ktoś pytał to też po drodze gdzieś zarabiam na mąkę do tego chleba co to go piekę ;-).
Właśnie ugotowałam zupę ze świeżych pomidorów. Zjadłam oglądając sympatyczny serial „New Girl”. Upiekłam chleb, ugotowałam psu marchewki, ryż i wątróbkę, zrobiłam pranie, posprzątałam. Zrobiłam video relację ze spacerów leśnych przyjaciółce.
No takie zwykłe życie właśnie wiodę już od kilku lat tylko zmieniają się w nim bohaterowie i okoliczności przyrody. Ale jest w nim magia. Jest w nim wszystko to czego sobie życzyłam. Są przygody. Są odkrycia. Są zachwyty. I nie tęsknię już za niczym. I nie żałuję. I nie marzę o więcej i dalej. I jakoś nawet nie martwię się za dużo. Nie da się kiedy tak zmywam te naczynia i patrzę jak zachodzące słońce zabiera ludzkie troski by oczyścić je w oceanie i rano wejść na nieboskłon z nowymi marzeniami i możliwościami.
Właśnie kończę pisać ten post. I mi się chce i będzie więcej, ale na razie oddalam się by poobserwować mojego psa jak szczęśliwie zmęczony po spacerze śpi i marzy o świńskich uszach do schrupania i nowych kudłatych przyjaciołach… A w tle piosenka, która nie chce mi wypaść z głowy, więc sobie śpiewam…

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się z innymi!

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino. Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nazywam się Kawula.

Agnieszka Kawula

Jestem jak Bond, James Bond. Moje super moce to hawajski masaż Lomi Fizjo oraz automasaż. Jestem dziewczyną z YouTube’a. Ciągną do mnie jednorożce i kocham cappuccino. Mam najfajniejszego psa terapeutę!

Kawula wizytĘwka, serce
kolo

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!

Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie Polityka prywatności oraz Regulamin serwisu Google.
Twoje dane będą przetwarzane w celu wysyłki Ci newslettera, a ich administratorem będzie Agnieszka Kawula. Szczegóły: polityka prywatności.

Poruszyło Cię?

Napisz do mnie.

Może Cię również zainteresować

Co można robić o 7.44 w niedzielę? Na przykład zapisywać się na kurs online ze specjalistką ze Stanów, od masażu ostatecznego, dla chorych i cierpiących. Od ponad dwóch tygodni śledzę wszystko co tylko zdołam znaleźć...
„I po co wy wychodzicie z domu jak jest tak ciepło?” – skwitował lekarz zasłabnięcie pani Kazimiery, która w Boże Ciało postanowiła zejść z trzeciego piętra i przejść się 200 metrów do córki skąd chciała...
„- Aguś, nie będę nikomu rozpowiadać, że byłaś u babci, bo jak to się rozejdzie to koniec z Tobą” – powiedziała Honorata, kiedy odwoziła mnie do domu. Zadzwoniła do mnie wczoraj: – „Moja babcia przestaje...
Scroll to Top