Uwielbiam takie dni jak sobota 16-ego stycznia. Kiedy nie spodziewasz się niczego dobrego, a spotyka Cię tyle, że zastanawiasz się jak to udźwignąć…
Piszę ten post tuż po cudownie relaksującej kąpieli. Książka w dłoni, piana na ciele, muzyka w mieszkaniu. Podjadam świeżego kokosa, a z każdym kolejnym chrupnięciem powracają wspomnienia słońca, plaży, dzikiej podróży, jeszcze więcej słońca, jeszcze więcej plaży, jeszcze więcej doświadczania siebie. Uwielbiam siebie taką. Prawdziwą. Spontaniczną. Swoją.
I ta moja własna MNIE sprawiła, że w sobotnią noc znalazłam się w tańcu, z tłumem ludzi, przy muzyce zdecydowanie za głośnej, ale wyzwalającej z ciała resztki kontroli (chyba bidula do dziś kręci się na parkiecie…).
Nie jestem typem sobotnich dyskotek. Nie jestem typem lubiącym hałas. Nie jestem typem nocnej zabawy. A jednak…
I zobaczyłam i poczułam i wypociłam i byłam znowu SOBĄ.
Dziewczyny mówiły, szalona, szczęśliwa, radosna, kolorowa, wolna. I tak też się czułam. Mimo wszystko, ze wszystkim, o wszystkim. Spocone ciało. Gorące. Parujące. Podskakujące loki. Uśmiech. Otwarte oczy. Zamknięte oczy. Przypadkowe spojrzenia, nieprzypadkowy taniec z nim, z nią, z nimi.
Życie w cudownej odsłonie. Zmęczona przystanęłam z butelką wody i obserwowałam. Siebie w środku. Ich na parkiecie. I nic mi nie przeszkadzało (choć mogło wszystko). I nic mnie nie bolało (a miało prawo). I nie było emocji (choć powodów masa).
I poczułam wolność, jakiej dawno nie doświadczyłam. W największym ścisku przestrzeń, która niesie mnie dalej, choć paradoksalnie bliżej…
Mówili, szalona. Jasne! Tak! A czemu nie? Taka jestem. Szaleństwem, które zjada to, co nie jest potrzebne, co gniecie, co kurczy.
W hałasie słyszę ciszę. Zamykam usta pełne pytań temu, który chce pytać. To nie jest ważne. Dlaczego tyle słów. Jest tylko taniec. A nawet i on znika. Mnie też nie było, choć dawno nie ISTNIAŁAM tak wyraźnie i intensywnie.
Zmęczone niedzielne ciało czuje ŻYCIE. A ja? Nie mogłam przewidzieć w żadnym scenariuszu, że po godzinie 22 będę piła świeżą wodę kokosową, łapała na język płatki śniegu i wzruszę się czytając słowa otrzymane w prezencie.
Uwielbiam takie dni jak sobota 16-ego stycznia. Kiedy nie spodziewasz się niczego dobrego, a spotyka Cię tyle, że zastanawiasz się jak to udźwignąć…
Nie dźwigam więc. Puszczam i te dary. A kolejne wpadają do mej duszy niespodziewanie jak ta świeża woda kokosowa pita pod blokiem tuż po 22…

Słuchaj podcastu na ulubionej platformie

Kawula masaż Lomi Lomi

Nazywam się Kawula.
Agnieszka Kawula...

Wierzę, że empatyczny dotyk i masaż, budzi do życia oraz zbliża ludzi.

Poruszyło Cię?

Wirtualne cappucino

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino.
Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!

Ten post ma 4 komentarzy

  1. Dżo-ann

    Bardzo soczyste 😉 intymne.

    1. Aloha Świat

      A witaj „po latach” w Aloha progach! Soczyście pozdrawiam!

  2. Dżo-ann

    Bardzo soczyste 😉 intymne.

    1. Aloha Świat

      A witaj „po latach” w Aloha progach! Soczyście pozdrawiam!

Możliwość dodawania komentarzy nie jest dostępna.