Miało być 10 jest 29 osób w programie badawczym nad terapeutycznymi efektami lomi lomi. Miały być po 3 sesje masażu dla każdego, w niektórych przypadkach wyjdzie 5-7. Miały być osoby, które są w stanie dojechać do Pucka. Niektórzy mają do mnie spacerem, inni pół godziny, jeszcze inni półtorej czy dwie godziny podróży. Aż 8 osób będzie dojeżdżało między innymi z Łodzi, Bydgoszczy, Anglii, Torunia, Mławy, Niemiec, Wrocławia.
To, co się działo, już w pierwszym tygodniu moich działań, wymknęło się spod kontroli, a ja na bieżąco weryfikuję założenia projektu. Na przykład nie przewidziałam tego, że będę masowała pewną odważną dziesięciolatkę czy osoby z tak warstwowymi, wieloletnimi dolegliwościami.
Na razie zrobiłam 22 masaży, z czego 3 osoby otrzymały już po dwie sesje, a jedna 3. Do południa szkolę ludzi w masażu, a od 14stej masuję. Czasem są to nawet trzy sesje z rzędu. W tym tygodniu nie mam żadnego kursu, do zrobienia mam 13 masaży. Na moje 40ste urodziny chyba zesłali mi jakąś nową porcję energii życiowej, bo nakręca mnie to działanie.
Pierwszy masaż jest „szpiegowsko-rozpoznawczy”. Większość osób nie miała nigdy masażu, a co dopiero lomi lomi. Więc najpierw trzeba zbudować zaufanie z człowiekiem i jego ciałem. Oswoić z tak intensywnym i bliskim dotykiem. Zdjąć pierwsze warstwy napięć, a jednocześnie wygrzebać co możliwe za pierwszym razem tak, by człowieka nie wykoleić z butów. To nie są osoby, które mogą sobie wziąć dzień wolnego i przeżywać masaż. Często trzeba iść do pracy zmianowej, ogarniać skomplikowane życie rodzinne czy trudne sytuacje w pracy. Więc to badanie odbywa się w warunkach zdecydowanie nie laboratoryjnych.
Co mogę powiedzieć teraz? Że kiedy po dobie opada efekt WOW po masażu, zaczyna się głęboka praca w ciele. Zmiany, udrożnienia, rozkurcze, a często próby powrotu ciała do stanu sprzed masażu. To nie zawsze jest przyjemne, ale po to są kolejne sesje, żeby można było przejść następne etapy tej terapii. Trzymajcie za nas wszystkich kciuki.