– Ptaki dziś tak szybko latają – powiedziała pani Magda – cieszę się, że nadal mogę je widzieć. Z nóg już nie mam pożytku, ręce też odmawiają współpracy, ale widzę i mogę mówić, więc korzystam z tego.
Z tą kobietą od samego „dzień dobry”, nie da się być na pani „przecież jesteśmy w podobnym wieku, nie wygłupiaj się, jestem Magda i tyle”.
– Tydzień temu byłaś tu się przywitać i od razu cię polubiłam. Czekałam na ciebie – przyznała.
Nie wiem, gdzie zacząć tę opowieść z dzisiejszej wizyty w zakładzie opiekuńczo-leczniczym w Centrum Pomocowe Caritas i Warsztat Terapii Zajęciowej Gdynia. Czy od uściskania z siostrą z innej matki Andżelika, psycholożką i koordynatorką wolontariatu, z którą polubiłyśmy się od pierwszego wejrzenia już tydzień temu (i z którą knujemy coś MEGA), czy może od zaproszenia Zbyszka, fizjoterapeuty, że chętnie odpowie na wszystkie pytania oraz „zawsze jesteś mile widziana w naszej sali terapeutycznej”, a także „każda taka pomoc jak twoja, jest dla nas niezwykle ważna, a dla podopiecznych to aż brak słów”.
Może zacznę od tego, że rano uciekł mi autobus, a raczej chamsko przyjechał o dwie minuty za wcześnie. Tym samym, po raz pierwszy w życiu (serio!) na coś nie zdążyłam. Dzięki temu mój kochany teść, zawiózł mnie dziś do Gdyni, a ja obczaiłam trasę samochodem i może następnym razem odważę się pojechać sama.
Mogę też zacząć od końca i spotkania z panem Robertem, do którego skierowała mnie opiekunka: „Pani Agnieszko, proszę do niego zejść, pan nie może ruszać ani rękoma, ani nogami, młody człowiek, proszę o nim pamiętać”.
Albo opowiem wam o pani Iwonie, która pozwoliła mi dziś pomasować przykurczoną nogę i zamkniętą w pięść, bezwładną rękę. Wiecie jak bardzo wzruszające jest, kiedy przy tak napiętym ciele, człowiek pod wpływem masażu potrafi mimo wszystko przysnąć?
A kiedy zapisywałam w notesie refleksję jak bardzo poruszyło mnie spotkanie z panią Iwoną, usłyszałam: – A nie może pani jak człowiek, na stole sobie zapisać co trzeba? – nade mną stała uśmiechnięta, przesympatyczna kobieta (obiecuję następnym razem zapisać i zapamiętać Pani imię! ) – musi pani na podłodze? My tu mamy co trzeba.
Cała ja, w amoku jakimś działam i dopiero po paru godzinach masowania, kiedy wracałam do domu, poczułam jak dużą mam migrenę i jak bardzo jestem zmęczona oraz jak trudne to były masaże. Niby tylko 3 osoby, ale każdą masowałam ponad godzinę, bo jakoś trudno było przestać. Dotykałam dziś stopy zakończonej jedynie kością piętową, pokrytą świeżo zarośniętą skórą po wielkiej odleżynie. Głaskałam kolan, które za nic nie uwolnią żadnego ruchu. Obejmowałam dłońmi pięści, które na zawsze schowały w sobie tajemnice linii papilarnych.
Ale może jednak wrócę do Magdy. Przegadałyśmy pierdyliard tematów i to nie takie pitu pitu. Od ulubionego sportu w podstawówce, koszmarne skoki przez wielkie i straszne skrzynie, przez wybory mężów, rodzinne decyzje, po najtrudniejsze chwile w życiu i jak z nich udało się nam wyjść oraz znowu uwierzyć w dmuchawce i motyle. A następnym razem umówiłyśmy się, że będziemy rozmawiać trochę po angielsku, żeby Magda mogła ćwiczyć swoją pamięć.
– Agnieszka, doceniam, tak bardzo doceniam, że tu jesteś.
No i pozamiatane. Koniec. Nie dam rady więcej napisać, a wierzcie mi, nie opisałam nawet połowy. Dziękuję Malgorzata, że mnie tu zaprosiłaś.