– To może nóg dziś nie masuj? – powiedziała Iza i wyrwała mnie tym z mojego skupienia.
– Ale jak to bez nóg? Nie chcesz? Coś się dzieje? Boli Cię? – dopytywałam, bo dotychczas nogi były w pakiecie.
– Chcę, ale już późno, masz przecież jeszcze innych pacjentów do pomasowania.
– E tam późno, przecież nawet godziny tu nie jestem.
– Już godzina dwadzieścia minęła.
Jakoś trudno mi w to uwierzyć, ale faktycznie. Kiedy masuję Izę, wpadam w jakąś czarną dziurę i gubię czas. Na szczęście mam tę wolność, że nie muszę patrzeć na zegarek, mogę pomasować to, co wymaga pilnej interwencji, mogę masować co kto sobie zażyczy, mogę dla komfortu i relaksu, albo wszystko na raz. Taki to jest ten wolontariat dotykowo-masażowy. Niespieszny.
W piątek Iza poprosiła, żebym zrobiła zdjęcia przed masażem i po.
– Możesz je opublikować – powiedziała – to niezwykłe co się dzieje.
Wiecie, że można rzeczywistość dookoła siebie ogarniać jednym palcem? I wiecie, ile to znaczy, kiedy jest szansa, a nawet dzieją się realne zmiany w kolejnych palcach? Albo kiedy nadgarstek zaczyna się zginać i prostować? Albo kiedy w ciele jest na tyle mniej napięć, że w ciągu dnia przeszywa je kilkadziesiąt spazmów skurczowych mniej?
No dla Izy to bardzo dużo. A to początek, bo po masażu z Izą pracują cudowna fizjoterapeutka Kasia i logopedka, której imienia oczywiście nie zapamiętałam, ale z którą fajnie się gada o kryminałach . Dream team
Powiem Wam, że sama bym nie uwierzyła, gdybym nie uwieczniała zmian na zdjęciach. Mój telefon pełen jest zdjęć mojego psa, wiadomo i kończyn osób, które masuję.
A zmiany dzieją się niepostrzeżenie, między jednym powolnym ruchem a drugim. Między rozmową o kolorach, paleniu bądź niepaleniu trawki i papierosów, o miesiączkach, o tym, dlaczego zamykam oczy, kiedy masuję i czy wierzę w Boga. W międzyczasie ksiądz chodzi po pokojach ze świętym sakramentem, a ja jak zwykle, kiedy inni się modlą, nie bardzo wiem co zrobić z rękoma, w dodatku w żarówiastych rękawiczkach medycznych. Mimo wszystko jest coś dobrego w tych kilku minutach pomiędzy sakrum i profanum.
Z Izą widziałam się w piątek trzeci raz w Dom na Fromborskiej. Każdy kolejny poszerzał repertuar masowanego ciała. Następnym razem zaszalejemy z prawie całym ciałem, a to wszystko odbywa się na szpitalnym łóżku. Kiedy robiłam zdjęcie dłoni po masażu, miałyśmy wyciągnięty z przykurczu pięści mały palec. Przysięgam, nie wiem kiedy dołączył do niego jeszcze jeden, w dodatku nie miał ruchu powrotnego jak to się w przykurczach najczęściej dzieje.
Z każdego razu po wolontariacie, wracam jak po niezłym treningu. Odkrywam mięśnie, które chyba jeszcze nigdy u mnie nie pracowały. W dziewiątym miesiącu wolontariatu, nie przestaje mnie też zadziwiać, ile ludzkie ciało potrzebuje dotyku, czułości, cierpliwości i jak szybko reaguje, kiedy to wszystko dostaje nawet w minimalnej ilości.