„Mama przestała wychodzić z domu tak bolą ją nogi” – powiedział syn 81 letniej pani Kazi.
Pierwszy raz przyjechali dwa tygodnie temu. Dojazd samochodem z Gdyni do Pucka to był w zasadzie pikuś, gorzej zejście po schodach z trzeciego piętra. Pokonanie kilkunastu stopni u mnie w domu, zajęło starszej pani prawie dziesięć minut.
Nie powiem, jak ją zobaczyłam, byłam równie blada jak pani Kazimiera.
Pamiętam, jak sześć lat temu Ewa Wołkanowska-Kołodziej opublikowała reportaż w magazynie Pismo: „Więźniowie czwartego piętra”. O bezradności osób starszych, które ze względu na stan zdrowia i brak wind w blokach, odcięte są od życia poza murami mieszkania. Wsiadło mi na serce i zostało tam do dziś. Teraz ten reportaż i emocje jakie wzbudził, nabiera dla mnie nowego znaczenia.
Coraz więcej osób powyżej siedemdziesiątego piątego roku życia trafia do mnie na terapię masażem. Ich więzienie na chwilę się otwiera, ale kiedy przyjeżdżają do Pucka nie mają żądnej nadziei.
Kiedy 15 lat temu kończyłam kurs, nie wiedziałam NIC o masowaniu osób z przewlekłymi chorobami. Przez prawie 12 lat przychodziły do mnie osoby sprawne i w całkiem dobrej kondycji. Trzy lata temu te proporcje się zmieniły i teraz kilka procent to osoby sprawne i zdrowe, a reszta to pacjenci, którzy mają trudności z rozebraniem się, czy wejściem po schodach. Najtrudniej im, kiedy na masażu trzeba przekręcić się z brzucha na plecy. Nawet zwykłe podciągnięcie się na stole i ułożenie głowy w zagłówku jest wysiłkiem powodującym zimny pot na ciele.
„Moje nogi lodowate, uda bolą tak, że nic przeciwbólowego nie działa” – opowiadała słabym, łamiącym się głosem pani Kazimiera. „Chodziłam na masaże, robiłam gimnastykę, ale nic nie pomagało. A tak chciałabym pójść chociaż do kościoła, prawie dwa lata nie byłam”.
Po masażu jakby coś w nią wstąpiło. Przestała się trząść, kiedy mówiła, stopy stawiała stabilniej i wyszła ode mnie prawie bez asysty swojego syna. Ale na trzecie piętro wchodziła długo. Słabła bardziej, przysiadała na krzesełku, jakie syn jej podkładał. Następnego dnia był kryzys. Wiedziała, że taki przyjdzie. Przygotowałam ją na to.
Dziś przyjechała do mnie umalowana szminką śliwkową, w letniej sukience i to nic, że wieje zimny wiatr, szyję ozdabiał naszyjnik z Matką Boską i złotym piórkiem. Czarne trzewiki i podkolanówki. Włos zakręcony. Po schodach weszła stabilnym krokiem.
„Po zimnym bólu w nogach pozostały „mrówki”, a plecy mnie wcale ten tydzień nie bolały” – zameldowała pani Kazia.
Oj wygniotłam ją dziś porządnie i poszalałyśmy tak, że przed wyjściem uśmiechnęła się i powiedziała „Kto wie, może w niedzielę pójdę do kościoła?”
Syn zadzwonił do mnie półtorej godziny później i powiedział, że mama nie potrzebowała krzesełka i częstych odpoczynków, kiedy wchodziła na swoje trzecie piętro.
Przyznaję szczerze, że często nie radzę sobie z ładunkiem emocjonalnym jakie niesie nie samo masowanie seniorów, ale to ilu rzeczy nie mogą zrobić tylko dlatego, że ktoś im wmówił, a oni w to uwierzyli, bo: „w pewnym wieku tak już musi być”.
Za każdym razem mam też problem z pobraniem opłaty za masaż, bo mam świadomość jak gigantyczne pieniądze już wydali na pomoc, która nie przyniosła efektów. Wyciągają zwinięte banknoty z kieszeni i trzęsącymi, powyginanymi artretyzmem dłońmi kładą na stoliku. Czasami przyjmuję całość, czasami połowę, a czasami nic nie mogę.
I właśnie dlatego chcę coś zmienić. W przyszłym roku przeprowadzę kolejną odsłonę lomi badania. Przewiduję wykonanie ok 400-500 darmowych masaży dla ok 60 osób w przedziale wiekowym 70-95 (lub więcej). Planuję reorganizację mojego życia zawodowego tak by oddać się w pełni działaniom eksperymentalno-naukowym 😊. Możliwe, że pozyskam, na swoje wynagrodzenie jakieś fundusze, a możliwe, że nie. To nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, kto w programie się znajdzie, czy i jakie odniesie z niego korzyści, oraz jakie wyniki będę mogła zakomunikować. Może choć kilkadziesiąt osób dzięki temu wyjdzie ze swoich więzień albo od czasu do czasu je opuści.
PS Zdjęcie tuż po masażu, z moim ukochanym 77 letnim tatą (teściem) Romanem, który między innymi dzięki masażom, w tym roku mógł pojechać w podróż życia do Stambułu ze swoim synem, a moim mężem Rafałem.
PS2 mam nadzieję, że niedługo napiszę cd historii pani Kazimiery bo coś czuję, że to dopiero początek😊