2015-03-09 o godzinie 16:03 takiego oto maila dostałam takiej to oto treści:

Witaj Przeczytałam dziś o Tobie i pomyślałam, że napiszę. A nuż coś fajnego doleje się do szklanki. Też masuję Lomi, rok temu zrobiłam kurs i powolutku rozkręcam się. Wychodzę jeszcze z czarnej dupy, ale widzę brzeg.  Byłam stylistką i scenografem żarcia i wnętrz do różnych magazynów, ale z powodu, że zostały do robienia sesje na opakowania kiełbasy dałam sobie spokój. Robię etno biżuterię, ćwiczę jogę, piszę, robię zdjęcia, maluję.Chętnie powspółpracuję, popiszę, porobię zdjęcia albo cokolwiek fajnego i z sensem, bo wiosna idzie i mnie rozsadza już energia.

Sploty i przeploty

Akurat mieszkałam wtedy w Niemczech i nie przypuszczałabym, że prawie półtora roku później autorka tego maila zawita u mnie w… Gdyni i to na kilka dni! Od tamtego maila minęło jednak trochę czasu… I u niej i u mnie mnóstwo się zwykle-niezwykłych rzeczy wydarzyło. Nasza znajomość była czysto mailowo-FBookowa. Ale pewne rzeczy się wie… Się czuje… Pamiętam, jak los się śmiesznie plótł… Wiedziałam już, że we wrześniu będę mieszkała w Gdyni, ale nie miałam jeszcze znalezionego mieszkania i szukałam go z lekka zdyszana… Goniły mnie wielkie znaki zapytania i starałam się przed nimi nie uciekać.

Losie przewrotnie wspaniały

Na FB widzę informację, że autorka maila wybiera się na II Festiwal Świadomej Pracy z Ciałem (na którym i ja prowadziłam warsztaty z automasażu) i szuka transportu do 3city. (Słodkie przypadkowe NIE przypadki!). No skoro szuka transportu to i pewnie bazy noclegowej! Więc… nie ważne gdzie będę mieszkała, ona zostaje u mnie! ;-). I tak się los dalej plótł zabawnie, że tydzień potem znalazłam idealne mieszkanie, a dwa tygodnie później autorka maila przyjechała do Kawuli! I… Okazało się, że to moja ‘siostra z innej matki’, z którą konie kraść, a raczej im marchewki pod pysk podtykać, a i sofę poskładać w całość można, bo była bidulka w częściach poprzeprowadzkowych… (Co momentami przypominało reperowanie skomplikowanego auta w warsztacie samochodowym…).

Otwarcie na świat

Ależ ja się zmieniłam! Kiedyś to było NIE-DO-pomyślenia, żeby obcy ludzie u mnie zostawali na noc, bo jakoś mi z tym nie po drodze. Moje mieszkanie było moją samotnią, oazą, ashramem jednego mnicha lokowanego;-). Odkąd wróciłam z Niemiec i osiadłam w mieszkaniu niezwykle przyjaznym Kawuli, przewinęło się przez nie tyle osób ile przez… no sama nie wiem, mnóstwo po prostu, a co więcej dobrze mi z tym! ;-).
I pomyśleć, że to było 3 tygodnie temu… Tak zeznaje mój kalendarz choć mam wrażenie, że pomiędzy upłynęło kilka miesięcy… Zaś tych kilka dni z Kingą… Jakby tygodnie, w dodatku wzajemnego byczenia się, rozpieszczania, rozmów, śmiechów, kulania po podłodze, łażenia własnymi drogami, dotykania myślą czułą, dobrego jedzenia, inspirowania i wspólnej miłości do… GDYNI ;-).
I Wy ją też znacie… Tę kobietę wielobarwną! Ona TU była. O swoich wiewiórczych dzieciach pisała. No jak to nie znacie? Nie pamiętacie? Czem prędzej do lektury odsyłam! Toć nie każdy ma takie szczęście jak ona i może wychować 3 wiewiórki!!! No… to teraz już wiecie z kim się zadaję… A ona potrafi więcej… Ach jak ona potrafi!

Rozkoszna lekkość bytu

13879391_630546557103957_5854905617670063313_nMiędzy jedną porcją gofrów, a puszystym cappuccino (ach jak wspaniale mieć kąpana, który na hasło: no to co? Kawa? Reaguje z entuzjazmem i nie ważne, że wieczór i jakieś tam sny które nie chcą nadejść po rzekomej kofeinie…) sączyły się nasze rozmowy (S)twórczo kreatywne. Inspiracje śmigały, a to, co zatkane domagało się odetkania. A na to czekały moje magiczne piłeczki do automasażu, w których mój piękny gość się zakochał… I tak co chwila boskie ciało Kingi padało na podłogę celem rozmasowywania sobie napięć wysoce już niepotrzebnych. Między jednym jej stęknięciem a drugim, wypytałam ją o jej najnowsze (S)twórcze dzieci… Projekt mandale i Touch The Earth. Sama otrzymałam w darze wspaniałego Dreamtoucher’a bym mogła moich snów dotykać i ściągać je do rzeczywistości…

Ach te sny brzemienne

13912790_632573356901277_4682729864411733916_nA było to tak…
Moje mandale przyszły do mnie nocą… Przyśniła mi się muszla, która miała dziwne wzory, kropki i trochę azteckie symbole. Wysłałam znajomemu artyście rysunek snu: – Jakie fajne kropki! – rzekł entuzjastycznie.
I coś zaskoczyło. Zaczęłam rysować mandale, zupełnie nie zastanawiając się po co je rysuję. Ot, niewielkie szkice. Takie od niechcenia… Potem zaczęłam je fotografować i przerabiać w różnych aplikacjach. Okazało się, że to naprawdę fajnie zaczyna wyglądać. Jeden z nich wrzuciłam na FB i znajoma „wiedźma” mówi: – Ty, a Tobie co się przypomniało?!

Drogi kreatywnie wijące się

14054002_1772801929605129_9103615256118248070_nA potem posypało mi się wszystko w życiu… Usiadłam więc na środku pokoju i powiedziałam: – Nie wstanę dopóki nie wymyślę czegoś, co mogę zacząć robić. Trwało to całe pół godziny, po czym pobiegłam po narzędzia i zaczęłam rysować. A że blisko mi do żywiołów i praktycznie wychowałam się w krzakach, więc wiesz…
– Kocham Cię, tak – rzuca czułym śmiechem do Gandhiego (mojego psa), który sprawdza swoim czarnym zimnym nosem czy aby na pewno Kinga dobrze piłeczki układa pod plecami…
Pogubiliśmy się w miastach, a do natury przecież nie jest tak daleko… Dlatego moje prace wiszą na krzywych badylach, które wyławiam z Wisły, albo przy borsuku wisi pęk suchej trawy, przy łapaczu są piórka pozbierane…
To jest moją medytacją. Jak włącza mi się umysł: –  A co by tu narysować, żeby było lepiej? To wtedy mi się robi jakiś kleks, albo się psuje… Są też dni, kiedy wiadomo, że mi się nie chce i że praca będzie ciężka i paskudna, więc w ogóle do tematu nie siadam.
13920697_1767708796781109_8135578709664660036_n– Aaaaałłłł… chyba już tak zostanę… a piłeczki wbiją się na stałe w plecy… uuuuuu…
– No, wyhodowałaś… Puszczaj! Już Ci nie jest potrzebne… – mądroluję się z pozycji wygodnej sofy.
Robię kilka mandal na raz. Jedna zajmuje mi około trzech dni. Uczyłam się na nich też szyć. Wszystko robię sama… Oj wiele prób mam za sobą… a to zajmuje czas, bo ktoś kto umie szyć nie wszywałby cztery razy frędzli i za każdym razem miał je na lewej stronie…
Moje mandale nie są idealnym kołem, nie rysuję ich cyrklem, nie używam żadnych narzędzi. No bo to czyste życie przecież, często takie właśnie krzywe, a jakże idealne.
– Och, jak mi się nie chce jechać do domu… taaaak mi z wami dobrze… – wzdycha. Wstaje z podłogi. Odkleja piłeczki od pleców ;-). Pakuje się. Zakłada swój plecak na plecy, ściskamy się serdecznie i obiecujemy… Że niedługo. Że w odpowiednim momencie. Że znowu kawałek razem.
O, taki gość wspaniały mnie odwiedził… Moja ‘siostra z innej matki’. I do dziś piszemy do siebie hasła w stylu: Kocham Gdynię. Tęsknię. Bardzo. Dobrze Ci jest? I wszystko jasne…

12006362_893886620680477_2899902428533258390_nWielowymiarowość mówi sama za siebie

Moja podłoga też zdaje się być szczęśliwa, że gościła kobietę mandalę…. I to jaką mandalę! Z wykształcenia filozof… a przez większą część czasu była stylistką jedzenia i wnętrz, robiła scenografie do programów kulinarnych. Tworzyła autorską biżuterię, podróżowała (Europa, Wietnam, Tajlandia, Kambodża, Mongolia, Syberia), gotowała jedzenie wegetariańskie, jak by trzeba to by skleiła pomidora z papieru ;-). No i była wiewiórczą mamą prawie 4 miesiące Maxa, Balbiny i Zuzka… Czy wymieniać jeszcze?

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się z innymi!

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino. Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nazywam się Kawula.

Agnieszka Kawula

Jestem jak Bond, James Bond. Moje super moce to hawajski masaż Lomi Fizjo oraz automasaż. Jestem dziewczyną z YouTube’a. Ciągną do mnie jednorożce i kocham cappuccino. Mam najfajniejszego psa terapeutę!

Kawula wizytĘwka, serce
kolo

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!

Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie Polityka prywatności oraz Regulamin serwisu Google.
Twoje dane będą przetwarzane w celu wysyłki Ci newslettera, a ich administratorem będzie Agnieszka Kawula. Szczegóły: polityka prywatności.

Poruszyło Cię?

Napisz do mnie.

Może Cię również zainteresować

„Mama przestała wychodzić z domu tak bolą ją nogi” – powiedział syn 81 letniej pani Kazi.Pierwszy raz przyjechali dwa tygodnie temu. Dojazd samochodem z Gdyni do Pucka to był w zasadzie pikuś, gorzej zejście po...
 „Gdybym znalazła taki masaż 50 lat temu, może nie spotkałoby mnie tyle problemów zdrowotnych po drodze” – przyznała 75 letnia pani Basia. „Słyszałam o tym masażu, ale jestem wierząca i bałam się wcześniej skorzystać” –...
Dlaczego witam Was dziś zdjęciami z mojej klatki schodowej spod poręczy? Już wyjaśniam. Przez ponad 13 lat praktyki Lomi Lomi nie umiałam o tym masażu opowiedzieć. Wszystkie słowa, które znajdowałam były pełne uniesienia, natchnienia i...
Scroll to Top