„Zapraszam na masaż na 8.15” – napisałam rano do mojego teścia, kiedy oczytałam wiadomość od klientki, że na poranną sesję nie dotrze z powodu choroby syna. Tacie nie trzeba dwa razy powtarzać, bo jako najwierniejszy fan lomi lomi, mógłby być masowany przynajmniej raz w tygodniu. Podreperowałam mu plecy i biodra, roztarłam porządnie „tekturę” pod stopami (czasem się wkrada i odbiera czucie w palcach), cyknęłam fotkę, a potem wsiadłam na mojego dwukołowego rumaka i pojechałam do Nadmorski Dom Seniora w Pucku. Dobrze wracać w dobre miejsca.
– I znowu wróciły zapachy – ucieszył się pan Jurek, pod koniec naszej sesji masażowej. – Długo pani nie było.
– Następne 4 tygodnie nasze – obiecałam. – Będę raz w tygodniu u was.
Masowałam i opowiadałam jakich miałam zdolnych uczniów na kursach, jak szybko robią postępy, jak bardzo cieszą się tym, ile dzięki masażowi można zdziałać dla drugiego człowieka.
– No można bardzo dużo. Pani sama widzi, ponad dwa tygodnie przerwy i proszę, moje nogi nie pokurczyły się bardziej, dalej są spokojniejsze, tylko te moje ręce coraz bardziej zesztywniałe.
– Proszę ich jeszcze nie skreślać. Popróbujemy.
Sąsiad z łóżka obok, drugi pan Jerzy, w lepszej kondycji niż ostatnio. I choć Parkinson nie odpuszcza, dziś porozumiałam się z panem w sprawie jego psa, pogody i tego, co mu dziś będę masować. Zdjęcie leżało na podręcznym stoliku podpisane: Bajra i Jurek. Teraz rozumiem, dlaczego maskotka, na której pan Jerzy kładzie zawsze jedną dłoń, jest brązowy, miękki pies. Dziś, nawet zwinięte w kulkę dłonie, szybciej się prostowały. Kiedy masowałam panu stopy, widziałam, jak wyciąga ręce w kierunku trójkątnego podnośnika zwisającego nad łóżkiem. Pomogłam panu go złapać, a on przez kolejne dziesięć minut z niego korzystał.
U pani Zosi dziś wspominkowo.
– Z tobą to się nawet pokłócić nie da – mówił mój mąż. – Kiedyś jak wrócił pijany do domu, wystraszyłam się, bo myślałam, że chory. A ja w życiu nie widziałam pijanego mężczyzny, to skąd mogłam wiedzieć. Dopiero teściowa mi wyjaśniła, że z kolegami zabalował. Taty prawie nie znałam. Mama dużo wycierpiała przez wojnę, nigdy do tego nie wracała. Nigdy też nie płakała, za to bywało, że sporo krzyczała. Więc ja dla odmiany trzymałam zawsze wszystko w sobie. Tak bardzo, że potrafiłam z emocji tracić przytomność. Koleżanka poleciła mi dobrego psychiatrę. Na pierwszej wizycie zapytał:
– A umie pani przeklinać?
– Nie przeklinam.
– A talerzami czasem pani rzucić może?
– Co też pan tu za metody proponuje – byłam naprawdę zszokowana. Ale pomógł mi wtedy bardzo. Pani masaż też mi pomaga. Jak była ta przerwa, to ból w ramieniu wrócił, za to nadgarstek chrupie bezboleśnie.
– Ale co ja widzę, chyba fryzjerka była u pani?
– Oj bo te włosy mi się już na głowie plątały – zaśmiała się pani Zosia i kokieteryjnie przeczesała palcami grzywkę.
Za to pani Sabina i jej stopy, jeszcze miesiąc temu jakby ubrane w balony z wodą, są naprawdę niezwykłe. Mniej bolą, opuchlizna nie wraca, i choć te stopy od dawna nie chodziły i już nie pójdą, to dla pani Sabiny brak tak dużego obrzęku jest wielką różnicą.
– Plecy mnie bardziej bolą.
– Bardziej u góry, czy na dole?
– U góry.
– O tu masaż bardzo pomaga – ożywiła się pani Sabina, kiedy włożyłam rękę pod koszulkę i zaczęłam masować prawy bark i łopatkę. – Tu masaż dobrze robi – chwaliła i na chwilkę przysypiała, by po paru sekundach wybudzić się od swojego chrapnięcia.
– To za tydzień pomasuję znowu.
– A nie można częściej?
– Niestety, przychodzę do was po pracy i nie dam rady częściej. Mam pomysł, za tydzień pomasuję pani tyle ciała, ile damy radę. Co pani na to?
– Bardzo chcę.
Poznałam też panią Halinę ze znamieniem na kolanie w kształcie serca. Na dzień dobry, chciała mnie częstować ciastkami z cukierni, a potem jakby mierzyła czas i co do minuty mówiła jak długo masować nogi i ręce. Przysypiała, a kiedy przyszedł ten moment mówiła: – Już wystarczy, teraz druga noga.
I taki to był powrót do domu po przerwie.