Jak na jedynaczkę oraz fakt, że nie jestem mamą, mam naprawdę dużo rodzeństwa i dzieci. To zadziwiające, że kiedy pojawia się na kursie lomi lomi człowiek, od pierwszego spojrzenia czuję, że to ktoś mi bliski. Czasem zadaję sobie pytanie, czy nie mam, aby zaginionej rodziny rozsianej po całym świecie oraz kiedy ja te wszystkie dzieci porodziłam i odchowałam takie zdolne 😉? Bo to podejrzane, żebym tak często mówiła o kimś „jak siostra”, „jak moja córka”, „jak brat” (choć braci zdecydowanie mniej niż żeńskiej części rodziny, bo chłopaki i lomi lomi to ciągle mniejszość, nad czym trochę będę pracować w kolejnych latach 😉).
Pewnego upalnego, sierpniowego dnia, Ania przyleciała ze Stanów i od razu przypadła mi do serca. Wiecie, osoby, które wybierają mnie na nauczycielkę, mają trochę robotę ułatwioną, bo a to poczytali, a to posłuchali, a to ktoś opowiedział i zachęcił. Ja o moich uczniach wiele nie wiem. Tyle co wymiana maili a w nich okruszki marzeń związanych z dotykiem. Tylko jakoś tak mam, że kiedy otwieram drzwi do mojego domu, zawsze wchodzi do niego ktoś przeze mnie wyczekiwany i przestaje być obcy, w momencie, kiedy przechodzi przez próg. Klik i zero dystansu. Swój przychodzi.
„Nie wiem, jak to zrobiłaś, że opowiedziałam ci moją historię” – przyznała Ania, kiedy pomiędzy kawą, nauką ruchów i nakręcaniu się na to, jak bardzo lomi lomi działa, podzieliła się ze mną tym, co trudne, ciężkie i smutne. A potem było dużo śmiechu, dotyku, nawet pan mąż Ani przyszedł i służył nam za ciało. Polubił bardzo to, cośmy mu na plecach zrobiły i teraz ma szczęście, bo żona może go masować.
Ania łatwego startu nie ma. Na przeszkodzie jest dużo „ale”, „no nie wiem”, „a co, jeśli”. I to też jest okej. Nie ze mną te numery! Jestem całkiem dobra we wsparcie. Więc odpaliłam moje motywacyjno-mentorskie moce i teraz śmigają sobie między Puckiem a New Jersey. Coś mi mówi, że już za chwilę, już za momencik Ania dołączy do mojego teamu, który uczestniczy w lomi badaniu i będzie miała swoich pacjentów. Zwłaszcza, że sama przekonała się na sobie o potędze lomi technice, kiedy po zmaganiach z miesiączką (i jej brakiem), okres wrócił, w dodatku od 3 miesięcy jest regularny. Ot i taki skutek uboczny kursu 😉.
PS Tymczasem era kursów indywidualnych powoli ustępuje miejsca nowemu kursowi grupowemu, jakiego jeszcze nie było! Mam plan i nie waham się go wdrażać w życie. Są dwie edycje, wiosenna i jesienna. Na wiosenną na oba terminy jest już coraz mniej miejsc. Pracujemy w grupie max 10 osobowej.
Jeśli komuś po drodze z masażem, świetnym treningiem i kilkoma wyzwaniami, zapraszam! Jeśli komuś się zapomniało, jak masować lomi lomi i potrzebuje odświeżenia techniki oraz nowej siły do działania, to ten kurs też jest dla niego. Nudy nie będzie.
Introwertycy nie muszą się bać! Wiem, jak to jest w grupie i obiecuję zadbać o każdą nieśmiałą o wrażliwą osobę. Do każdego podejdę indywidualnie, bo zależy mi na komforcie uczestników oraz na tym, żeby wyszli może z lekką niepewnością nowicjusza, ale zdecydowanie z fachem w rękach.
Zapisy na kurs „początkujący” przez formularz
Edycja wiosenna:
26 lutego – 1 marca (4 wolne miejsca)
22-26 kwietnia (5 wolnych miejsc)
Edycja jesienna:
23-27 września (8 miejsc)
21-25 października (10 miejsc)