Trochę mnie pozamiatało. Tyle bym chciała opowiedzieć o czasie z Iwoną, ale wszystko, co najlepszego miałam, władowałam z nią. Czaiła się na lomi kurs u mnie od czerwca zeszłego roku. W lutym podjęła decyzję, że przyjedzie. Dziś ją wypuściłam.
– Do domu wraca inna Iwona – powiedziała, kiedy się uściskałyśmy na zakończenie.
Spędziłyśmy razem ponad 20h. Było zagubienie, łzy i historia życia, która wryła się w jej ciało, aż trudno uwierzyć, że tak dużo napięć udało się nam uwolnić.
Przyjechała skrajnie zmęczona i przepracowana. Po zajęciach czekała na nią dwójka dzieci. A mimo wszystko Iwona z dnia na dzień kwitła.
– Coś mi wyłączyłaś, jest mi tak lekko – nie mogła się nadziwić, że nauka może być też terapią i głębokim resetem.
Iwona długo zostanie w moim sercu. Kiedy mnie masowała, pomyślałam: „my, którzy doświadczyliśmy przemocy, dotykamy inaczej”. Przez chwilę miałam wrażenie, jakbym masowała sama siebie… Zadziwiające jak trudna przeszłość potrafi przerodzić się w lekarstwo dla innych. To był jeden z trudniejszych emocjonalnie dla mnie kursów, ale przyniósł najwięcej mądrości, czułości i zaufania. Jeśli czasem myślę, że moja praca wiele nie zmienia, to przychodzą takie dni, tacy ludzie, którym „coś się wyłącza” w czasie naszej pracy i to przekształca fundamentalnie.