W dniu rozpoczęcia kursu grupowego w Gliwicach miałam dwie drogi: poprowadzić go mimo kilku turbulencji albo wrócić do domu tego samego dnia. Chwilę po godzinie 8 rano byłam skłonna wrócić.

Kiedy do sali weszły pierwsze dwie dziewczyny, wiedziałam, że zostanę, choćby dla nich.

Drugiego dnia o dziwo znałam już imiona wszystkich (a kompletnie nie mam do tego głowy), a trzeciego dnia wiedziałam, że kocham ich wszystkich i właśnie dzieje się coś niepowtarzalnego i ważnego.

Tyle się musiało wydarzyć i mam wrażenie, że jeszcze więcej nie wydarzyć, żebyśmy spotkali się wszyscy w jednej sali, na jednym szkoleniu dofinansowywanym przez Unię. Niektórzy o lomi słyszeli, inni po prostu chcieli skorzystać, bo czemu nie? Specjaliści w branży fizjo i terapii manualnych, nauczycielka jogi, wymiataczka w usg, zespół, który mnie na początku zestresował swoją wiedzą, a potem rozbroił otwartością oduczenia się tego, co wiedzą. I ten moment, kiedy Eleni, która pracuje w szpitalu, początkowo stwierdziła: „Nie wiem czy mi się to przyda”, trzeciego dnia już przemasowała pierwszego człowieka w gabinecie! Ej, lomi lomi w SZPITALU? Czujecie to? No przecież teraz to ja mam pomysły, których realizacja zajmie mi spokojnie resztę życia. Ale jeśli będę spotykała na swojej drodze takich ludzi jak dotychczas, to jestem spokojna o większość moich planów implementacji masażu lomi lomi nie jako „relaksiku”, a głębokiej terapii i regeneracji ciała.

Poza tym, wiecie jaki miało tytuł moje szkolenie (i nie ja to wymyśliłam tylko organizator i uważam, że to genialne!) „Masaż Lomi Lomi Fizjo, jako technika pracy z ciałem, wspierająca rehabilitację, kurs zaawansowany”. Brzmi poważnie, ale takie też jest. Tak samo jak całe szkolenie. Musiałam przygotować opracowanie przebiegu zajęć, trzymać się tego, bo codziennie przychodziła do nas kontrola i sprawdzała co robimy i czy na szkoleniu są ci, którzy złożyli papiery o dofinansowanie. Miałam dziennik obecności, był test sprawdzający wiedzę i prawdziwy dziennik szkolenia 😉. W tradycyjnym ujęciu nauki tego masażu te rzeczy kompletnie nie są potrzebne. Ale mogłam albo strzelić focha i się wypiąć (co początkowo trochę robiłam 😉), albo mogłam podejść do tego misyjnie, czyli w imię lomi lomi, warto poświęcić trochę czasu nawet na upierdliwą biurokrację. Paradoksalnie bardzo mi te „normy” pomogły uporządkować to, co ważne.

Nie lubię wyjeżdżać z domu. Bo zazwyczaj dużo rzeczy idzie nie tak, a ja lubię mój względy pucki spokój. W Gliwicach zaliczyłam dwie migreny, rozgoryczenia, bóle, zwątpienia. W tym samym czasie chyba pierwszy raz w życiu, w pełni poczułam co to znaczy wdzięczność i przynależność. Chciałabym napisać dużo wzniosłych słów, ale chyba nie ma sensu. Najważniejsze się wydarzyło. Część zostaje w Gliwicach i jest tylko nasze, ale znaczna część pączkuje teraz i przenosi się na każdego, kto ma z tymi ludźmi teraz do czynienia 😉.

Eleni, Ewelina, Marta, Rafał, Magdalena, Bogumiła, Iwona, Tadeusz – bez Was nie byłoby to wszystko możliwe! Rozwalacie system!

Słuchaj podcastu na ulubionej platformie

Kawula masaż Lomi Lomi

Nazywam się Kawula.
Agnieszka Kawula...

Wierzę, że empatyczny dotyk i masaż, budzi do życia oraz zbliża ludzi.

Poruszyło Cię?

Wirtualne cappucino

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino.
Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!