Jestem osobą dość mocno zorganizowaną, skrupulatną, punktualną oraz jak się chce mieć swój biznes i funkcjonować w miarę bez stresu powyższe cechy są mile widziane. Zwłaszcza w zawodzie freelancera. Gdzieś między jednym zdjęciem, a drugim, jednym tekstem a trzema następnymi, nauką niemieckiego, spacerami z psem, gotowaniem, zakupami, masażami i ogarnianiem własnego gabinetu, sprawami urzędowymi, czasem we dwoje, planowaniem co dalej trzeba znaleźć chwil kilka na STOP. Wielkie, czerwone stop. I tak przysiąść pod tym znakiem i nie robić nic. I zapomnieć o organizacji, skrupulatności, konsekwencji i kilku innych terminach. Trzeba po prostu wrzucić na luz. A wtedy choćby nie wiem co i nie wiem jak to ja siedzę i koniec. Biznes nie ucieknie. Ludzie też nie. Mój on idzie z psem, a pies z nim i każdy bawi się bez Kawuli i jest git.
Akumulatory me ładują się nad wyraz szybko, też podczas mojej pracy, ale przychodzi taki punkt, kiedy całkowicie bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia zapuszczam korzenie pod znakiem STOP, a wtedy… To Kawuli czas i wstęp wzbroniony wszelkim obowiązkom. Zakaz myślenia o nich także obowiązuje odgórny.
Co się robi pod znakiem STOP i to w dodatku bezwstydnie? Dla mnie to świętość, a jak się zdarza to…
# Śpię. O każdej porze dnia i nocy. Nie obchodzi mnie, nic ponad to, że chce mi się spać i należy tę potrzebę zaspokoić do momentu aż przestanie mi się chcieć spać.
# Piję kawę. Z ekspresu ciśnieniowego. Cappuccino. Również o każdej porze dnia i nocy. Może być tuż przed północą, a ja z radością ubijam piankę. A jak trzeba to i bezwstydnie zjem ciacho do tejże kawy. I potrafię kilkanaście minut później zasnąć jak dzieciak. Kawa mi nie robi nic ponad to, że mi cholernie smakuje.
# Idę z psem na spacer. Długi. Intensywny. Bawimy się. Poznajemy psy, ludzi, zające i roślinność wszelką. A jak się tak napasiemy razem to potrafię, też całkiem bezwstydnie, po powrocie wskoczyć pod prysznic, a potem w pachnącą piżamkę i w samo południe w niej siedzieć, pić kawę, spać, czytać i ewentualnie gotować.
# Mówię nie. Wszystkiemu (i każdemu) co może sobie spokojnie poczekać i beze mnie nie zginie. Na szczęście nie jestem Kawulą mocno internetową i traktuję komputer i wszystko co z nim związane jako fajne narzędzie (telefon także). Więc nie mam problemu żeby być długo off. A jak nachodzi mnie potrzeba by coś zapisać to mam dużo notesików, które ochoczo się zgadzają na me gryzmoły.
# Wydaję ostatnie pieniądze na wyjście do kawiarni. I to nic, i a czemu nie, co się mam martwić, należy mi się. Kiedyś gościłam się w nieistniejącej już niestety, ale przecudnej kawiarni Niebo. Wydałam ostatnie 20zł, weszłam zdołowana, wyszłam uskrzydlona, dwie godziny później było zlecenie na złotych 200, więc bezczelnie wydaję czasem ostatnie pieniądze bo nie ma się co martwić, nowe przyjdą (prędzej czy później).
# Całkowicie bez wyrzutów sumienia nie noszę szpilek (chyba, że na salsę), modnych ubrań, i staników z drutami, fiszbinami i koronkami. Noszę to co lubi moje ciało i w czym jest mu naturalnie.
# Czytam. Magazyny. Ukochane od lat Zwierciało i nowość ostatnich miesięcy Uroda życia. Inspiruję się, a czasem irytuję, że nuda i ciągle te same nazwiska. Ale to mój rytuał i wara od niego.
# Kupuję kilogram czereśni i zjadam je na poczekaniu. No bo nie da się inaczej…
# Odwołuję spotkanie. Choćby było dawno temu zaplanowane. Jeśli nie czuję, nie zrobię, nie pójdę, nie zaproszę. Ogólnie nie przepadam za długoterminowym planowaniem (zwłaszcza socjalnym), bo nigdy nie wiem jak będę się czuła danego dnia. No bo jak moja forma nie ta, to wiele z siebie nie mam do zaoferowania i raczej potrzebuję pod STOPem sobie posiedzieć niż smędzić i udawać, że mi świetnie i że mi się chce.
Ogólnie w tym całym STOPowianiu lubię być sama. To moja przestrzeń, w której podłączam się do akumulatorów kosmosu i odbieram informację tylko dla siebie, albo rozkoszuję się ciszą, snem i robieniem nic. A jak sobie postoję i jak mi się już napełni to mało kto jest w stanie mnie dogonić. Czasem sama siebie usiłuję ścigać i nie zawsze się to udaje.
Jednego się nauczyłam. Nie ważne co inni powiedzą, ważne czego ja potrzebuję na dany moment. Nie ważne co jest do zrobienia, ważne co czuję, że chcę zrobić. Nie ważne co jest modne, ważne czy jestem w zgodzie z sobą. I to działa w kawulowym życiu. Nikt się na mnie jakoś specjalnie nie obraża, nie wyzywa, nie wytyka palcami kiedy tak STOPuję. A nawet gdyby to i tak się o tym nie dowiem bo wszystkie moje sprzęty są wtedy off.
PS przerywam pisanie… Aktualnie na chwilę się zawiesiłam. Gapię się na drzewa za oknem. Wiatr smaga kasztanowcami i jeszcze chwila a zapukają do mojego okna. A że mieszkam na 4 piętrze, na wzgórzu słonecznym to mam szansę dostać z liścia… Paskudna pogoda. Acha… fasolka się gotuje… chyba się rozciapciała od tego mojego gapienia się… Idealny dzień na bycie off. Więc życzę Wam miłego weekendu, idę ratować fasolkę szparagową oraz obejrzę sobie jakiś inspirujący film i zobaczę co dalej… Snuj się soboto miła, snuj…
PS2 a także czekam na jednorożca… gdzieś biedaczek błądzi po sąsiadach…*
*Jaki jednorożec? A coście tacy ciekawi? Przyjdzie czas to i poznacie jednorożca ;-).
Piekny tekst. Zrobmy sobie off day 🙂
to może razem pewnego dnia? 😉
Mam taką teorię że nasze życie powinno głównie składać się z tych dni OFF 😛
a ja tam lubię pracować, choć czasem i podczas pracy można też być off, w sensie to taki stan umysłu i ducha. ciekawe co by na to powiedzieli w czasach Chrystusa Miła san 😉
Właśnie o to chodzi, żeby ten stan Off przekładał się na całe życie 🙂 O czasach Chrystusa nie jestem w stanie się teraz wypowiedzieć albowiem nie mam chipsów przy sobie 😛
ja zjadłam za Ciebie 😛 to już coś niecoś mogę powiedzieć [tu robi zadumaną pozę i wyobraża sobie chipsa między palcami by przybliżyć maksymalnie pożądany stan ducha…]
Ja niestety mam psa do dyspozycji tylko będąc u rodziców i bardzo nad tym ubolewam :/
Ale masz z nim kontakt, więc wtedy na maksa się można z nim offować ;-). Swoją drogą, mój ma właśnie taką funkcję on/off. Potrafi pracować kilka godzin nad kością, potem spacer i zabawy, a potem nagle, z pyska wypada mu smaczek a on już śpi… Pokazuje, że w każdej chwili można coś zostawić, nawet jeśli się to kocha i bezczelnie iść spać 😉
Właśnie o to chodzi, żeby ten stan Off przekładał się na całe życie 🙂 O czasach Chrystusa nie jestem w stanie się teraz wypowiedzieć albowiem nie mam chipsów przy sobie 😛
ja zjadłam za Ciebie 😛 to już coś niecoś mogę powiedzieć [tu robi zadumaną pozę i wyobraża sobie chipsa między palcami by przybliżyć maksymalnie pożądany stan ducha…]
Ja niestety mam psa do dyspozycji tylko będąc u rodziców i bardzo nad tym ubolewam :/
Ale masz z nim kontakt, więc wtedy na maksa się można z nim offować ;-). Swoją drogą, mój ma właśnie taką funkcję on/off. Potrafi pracować kilka godzin nad kością, potem spacer i zabawy, a potem nagle, z pyska wypada mu smaczek a on już śpi… Pokazuje, że w każdej chwili można coś zostawić, nawet jeśli się to kocha i bezczelnie iść spać 😉
Mam taką teorię że nasze życie powinno głównie składać się z tych dni OFF 😛
a ja tam lubię pracować, choć czasem i podczas pracy można też być off, w sensie to taki stan umysłu i ducha. ciekawe co by na to powiedzieli w czasach Chrystusa Miła san 😉
Piekny tekst. Zrobmy sobie off day 🙂
to może razem pewnego dnia? 😉