„Bardzo chciałabym zrobić kurs lomi lomi u Ciebie. Jestem fizjo i szukam osoby, która podchodzi do tego. Masażu terapeutycznie” – napisała do mnie Marta w lutym, a im bliżej było naszego kursu, tym bardziej emocje pracowały.
Marta przyjechała ze swoją 5 miesieczną córeczką Matyldą. Mąż ją dowoził na karmienie i porcję pogaduszek, a potem była nauka lomi i gadałyśmy jak najęte, o limfie, kupie, sikach, powięzi, czyli po prostu o wpływie masażu na człowieka ;-). Aha i o puchatych alpakach też gadałyśmy, bo Marta ma ich sporo i pracują wszyscy razem terapeutycznie.
Jeju co to był za kurs to ja nie wiem! W trakcie narodziło się kilka inspiracji. A w dodatku Marta nauczyła mnie TRE i to teraz moja częsta praktyka. Dostałam też w prezencie książkę o powięzi i już niedługo znowu dowiem się o ciele czegoś nowego.
Odkąd uczę już nic nie jest takie samo… Mój sposób uczenia podejścia do lomi zmienił się fundamentalnie. Ciało, o ciele, w ciele, z ciałem, przez ciało – tak odbywa się praca z tym masażem. To głównie fizjonomia, fizjologia i mało romantycznych uniesień. To płyny ustrojowe i resztki przemiany materii. To niezła rozpierducha w ciele, która prowadzi do ładu a nawet składu. Rozumiem więcej jak działa ciało, czuję więcej jak mu pomóc. Z połączenia wiedzy z czuciem oraz ciekawością, powstało Lomi Lomi Fizjo. Dopiero teraz, po 14 latach, jak nigdy wierzę w moją pracę. Bardzo jej nie doceniałam.
W moim kółku Lomi Lomi Fizjo jest coraz więcej osób i cieszę się, że mogę się dzielić wiedzą z każdym, kto chce tylko posłuchać (a nawet doświadczyć) tego, co masaż potrafi zdziałać. Marta jest jedną z tych ciekawskich ;-). I choć nadal nie pracuje jeszcze na pełen etat to już w trakcie kursu umawiała pacjentki i jest po pierwszych samodzielnie zrobionych masażach. Lubię, kiedy ludzie wykorzystują swój potencjał, ach, jak to lubię!