Kawulen w Niemczech. Mieszka. Żyje. Pracuje. Kocha. Wścieka się. Uśmiecha. Poznaje ludzi. Gada po angielsku. Poznaje ludzi. Oddycha. Nie wysypia się. Szuka nowego mieszkania. Tańczy. Kawulen w Niemczech. To doprawdy niesamowity żart! Bo całe życie unikałam niemieckiego, włos się jeżył na głowie od słów wielce skomplikowanych i dziwnie obcych. Zamiast niemieckiego rosyjski i francuski. Wszystko, tylko błagam nie to. I proszę bardzo. Mam to! A co więcej podoba mi się! Robiłam wszystko, żeby tu nie być, żeby tylko dalej od takiego kraju, gdzie tak dziwnie mówią. Jakieś chore stereotypy sobie przywłaszczyłam, nie wiem skąd. A tu kraj mnie kocha! Choć się stawiałam na początku i ostrożnie podchodziłam do tematu to kraj mnie chce i rozpieszcza! Dosłownie! Tak to można emigrować! I choć jest masa rzeczy na które mogę narzekać (i narzekam! A co, mogę), to jest większa masa rzeczy, które mnie po prostu rozpieszczają.

To, że od zawsze chciałam mieszkać w ciepłym kraju, gdzie przez większą część roku temperatura wskazuje błogie 25 stopni Celsjusza wiadome jest tym, którzy mnie znają choć trochę. Ci co mnie nie znają też wiedzą bo ja tym promieniuję :-). Ale nawet tak za mocno na temperaturę nie mogę sobie ponarzekać bo na każdym kroku są tu sauny, ogromne kompleksy, z temperaturą jaką sobie życzę w ilości nieograniczonej i stosunkowo taniej. No raj! Bez ciepłego oceanu, ale ciągle raj!
To, że zawsze miałam uwielbienie do języka angielskiego (i praktycznie sama się go nauczyłam oglądając filmy w oryginale i tłumacząc sobie ulubione piosenki) to też wiedzą ten z owym. I proszę, przyjechałam do Niemiec i mówię po angielsku! W życiu się tyle nie nagadałam w tym języku, nie naczytałam i nie nasłuchałam, a nawet ostatnio zaczęłam pisać odważniej do notesików tajemnych.
To, że jestem raczej człekiem optymistycznym (z małymi wyjątkami kiedy się mocno nie wyśpię i zmęczy mnie hałas miasta) to też wiadomo. Ale tu mój umysł się zmienia jeszcze bardziej, a to chyba za sprawą uśmiechów. Nie pamiętam kiedy się tyle uśmiechałam do zupełnie obcych ludzi! A co najfajniejsze Ci ludzie uśmiechają się do mnie, może nawet częściej niż ja do nich! Na każdym kroku i wszędzie spotykam tylko takich. Jakbym żyła w dziwnej bańce, gdzie wszyscy są mili, weseli, a nawet jak się zachmurzą to reagują na moje rozchmurzenie i chmury mijają. Często mam wrażenie, że na ulicy mijam samych znajomych!
To, że kocham ruch i taniec to też nie nowość. I proszę, otwierają się drzwi z gorącą salsą i imprezami raz w miesiącu, a to w lokalu, a to na świeżym powietrzu, a to na łódce. I nikogo nie obchodzi skąd jestem, w jakim języku mówię, dopóki tańczę inni tańczą ze mną, aż do odcisków na stopach.
I doprawdy nie wiem czemu mnie to wszystko spotyka. No nie mieszkam w Australii, Nowej Zelandii, na Hawajach, ani Andaluzji a mimo wszystko jestem szczęśliwa na niemieckiej ziemi, a ona zdaje się odwzajemniać uczucie, nawet kiedy mam wyjątkowo paskudny dzień. Prawie rok temu, tuż przed wyjazdem złapała mnie mała panika, znowu przeprowadzka, znowu nieznane, totalnie obce nawet, znowu niepewność, czy to jest tego warte, a może jednak zostać, po co zmieniać dobre na lepsze i skąd wiem, że będzie lepsze? I tak w tych wątpliwościach siedziałam wkładając jedną rzecz za drugą do walizki, aż nie mogłam sama siebie słuchać i zadzwoniłam do znajomej wiedźmy po mądre słowa. Usłyszałam: Czy wyjazd Cię ekscytuje? Czujesz więcej ekscytacji czy lęku? No zdecydowanie ekscytację. To niech ona Cię poprowadzi. Zawsze możesz wrócić, a nie wyruszając nie przekonasz się, nie zmienisz nic, nie doświadczysz wielu rzeczy…
Kliknęło mi w głowie. Przeskoczyłam samą siebie. Po prostu kliknęło. I tak sobie tu jestem kliknięta raz mocniej raz mniej. Siadam w południe na ławce w centrum miasta z puszką coca coli (a co!) z napisem LOVE i obserwuję z błogim uśmiechem to co jest…
Dzieci na placu zabaw puszczają bańki, para gipsowych Niemców i ich gipsowy pies cierpliwie pozują przechodniom do zdjęć, gołębie spacerują między ławkami w poszukiwaniu okruszków bułek i kawałków frytek pozostawionych przez przysiadających się zjeść w promieniach słońca swój lunch, gołe drzewa z suchymi gałęziami komicznie wygiętymi ku górze tworzą artystyczną podniebną pajęczynę, lody spływające po słodkim wafelku i języki pospiesznie zlizujące śmietanę, plakaty już trochę odklejające się przygrywają na wietrze papierowe melodie słupom na których wiszą, stopy wolne od butów chłodzą się na trawie…
Kawulen w Niemczech uśmiecha się ile fabryka dała :-). Ślę i Wam falę uśmiechów w piątkowe popołudnie. Niech Wam przyniesie cudów weekendowych bez liku!

Słuchaj podcastu na ulubionej platformie

Kawula masaż Lomi Lomi

Nazywam się Kawula.
Agnieszka Kawula...

Wierzę, że empatyczny dotyk i masaż, budzi do życia oraz zbliża ludzi.

Poruszyło Cię?

Wirtualne cappucino

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino.
Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!