Dlaczego tak trudno kogoś szczerze pochwalić? Powiedzieć mu od serca coś miłego, zmotywować, zachęcić, zauważyć? Dlaczego tak trudno dostrzec tęczę w szarości myśli przeciętnych i zmęczonych? Och, żyłam wiele lat z moim wewnętrznym radarem obserwującym wszelkie niedociągnięcia. Zamiast widzieć to, co na TAK, szukałam tego na NIE. Było jak było, nie umiałam inaczej. Było jak było, dziś potrafię inaczej. Pewnie to trochę zasługa dzieciństwa, jasne, ale… nie ma co za daleko w to brnąć. Bo dzieciństwo minęło, dorosłam, trochę się uświadomiłam i to już nie wypada. Po prostu nie wypada! Kiedy zdałam sobie sprawę że NIE i BLEEE determinuje moje zachowania byłam już tak zmęczona, że nie miałam siły wstać z łóżka, nawet nie zamierzałam… Negatywna energia oblepiła mnie całą. Zrzędziłam. Marudziłam. Narzekałam. Krytykowałam. Oceniałam. Nawet nie pamiętam czy umiałam się uśmiechać, pewnie był to raczej jakiś dziwny grymas, który mówił, że i tak coś jest za krzywo. Najczęściej to krzywo było we mnie. Zwłaszcza we mnie. Potrafiłam spektakularnie podcinać sobie skrzydła. Wierzyłam we wszystkie fałszywe myśli, które z roku na rok przybijały mnie do trumny autokrytyki.
Z jakiegoś powodu mój umysł zaprogramowany był właśnie tak, żeby wychodziło NIE. Do dziś zastanawiam się jak to wyszło, że nie zrezygnowałam z pisania? Od samego początku byłam dla siebie mega krytyczna. Wymagałam od razu spektakularnego sukcesu. Wymagałam geniuszu. Wymagałam. I może wielu się tak udaje, po prostu napisać coś i to coś jest od razu wielkie. Są tacy. Nawet młodzi. Nawet jeszcze młodsi. Nie należę do tych osób. Należę do tych, którzy mają talent, ale to nie wystarcza. Należę do tych, którzy bardzo chcą, ale to nie wystarcza. Należę do tych, którzy mogą i potrafią, ale to nie wystarcza… Należę do tych, którzy cierpliwie mają iść, krok po kroku, bez przeskakiwania i dróg na skróty. Należę do tych, którzy każdego dnia od wielu już lat budzą się każdego dnia (98% dni żeby być szczerą) z myślą, że jeśli nie napiszą choćby kilku zdań to czegoś im zabraknie, czegoś naprawdę istotnego… Należę do tych, którzy wątpią w swój talent, gubią go czasem w myślach fałszywych by po chwili wszystkie je wyśmiać. I właśnie dlatego, że należę do tych a nie innych osób spotkałam na swojej drodze ludzi, którzy byli mi największymi przyjaciółmi, choć nie znałam ich zbyt dobrze… Byli przyjaciółmi bo potrafili powiedzieć mi NIE, ale odmowa nie podcinała skrzydeł tylko dawała niesamowitego kopa by iść dalej. I może dlatego jestem tu gdzie jestem. Bo bez nich bym chyba nie dała rady.
Pamiętam liceum i ogólnopolskie warsztaty dziennikarskie na które dostałam się w drugiej klasie. Pamiętam Mirosława Twaroga. Przecudnego człowieka, założyciela całej imprezy i gazetki Pod Wiatr, który choć wymagający każdemu młodemu człowiekowi mówił, żeby się nie poddawać. Dla każdego zawsze miał czas, z każdym uścisnął dłoń, każdego obdarowywał pozytywną energią. Byliśmy gówniarzami, ale on w nas widział przyszłych dziennikarzy, wierzył w nas, kiedy my sobie pluliśmy w twarz. Pamiętam czas studiów i pisanie pracy magisterskiej. Pamiętam profesora Michała Błażejewskiego. Pamiętam bo otrzymałam od niego tyle wolności o jakiej student może pomarzyć. Dostałam ogrom wsparcia i zachęty by iść swoją drogą, by nie bać się mówić TAK kiedy inni mówią NIE. Pamiętam, że kiedy oddałam pracę magisterską, której język daleki był od naukowego dowiedziałam się, że to nic, że to dobrze, że nie mam się martwić i to mój styl i on jest ważny. Pamiętam czas po studiach kiedy pisałam jak szalona, wszystko co popadnie, najwięcej recenzji książek, reportaży i opowiadań fantastycznych. I pamiętam marzenia by zagościć na łamach Dużego Formatu. Pisałam, wysyłałam, próbowałam. Pamiętam moją radość kiedy ku mojemu zdziwieniu odpisał mi Mariusz Szczygieł. To bicie serca i radość z… odmowy! To była najlepsza odmowa jaką dostałam, bo dała mi kopa tak pozytywnego, że lecę gnana tą siłą jeszcze dziś. Pamiętam słowa: Pani pióro trzyma się nieźle, ale tekst jest zbyt pojechany jak na standardy DF. Proszę próbować dalej. Pamiętam miłość do literatury fantasy. Pamiętam te wszystkie napisane recenzje, za które mi nawet płacono. Pamiętam też swoje pierwsze opowiadania i słowa redaktora Macieja Parowskiego, który po przeczytaniu jednego z nich napisał: Dużo pracy przed Tobą, dialogi straszne, poczytaj sobie Chandlera i napisz jeszcze raz. Napisałam, odesłałam. Ciągle jeszcze tekst utyka, ale jest na tyle dobry, że coś będzie trzeba z nim zrobić. I dwa miesiące później miałam swój debiut literacki w Nowej Fantastyce i pierwsze „poważne” pieniądze z pisania. Pamiętam Andrzeja Pilipiuka, Romka Pawlaka, Jacka Piekarę, świetnych pisarzy, którzy nie tylko odpowiadali na moje pytania do książki z wywiadami, ale też poświęcili czas moim tekstom, dawali rady, zachęcali, dzielili się doświadczeniem, wspierali i pukali mnie w czoło jak chciałam rzucić to moje pisanie w cholerę.
Jestem wdzięczna tym wszystkim TAK i NIE otrzymanym w moim życiu. Bo to one wyciągały mnie za uszy i kazały iść do przodu. Nie udało się dziś? No i co z tego, siadaj i działaj dalej! Udało się? Świetnie! Ciesz się tym na maksa, a potem siadaj i działaj dalej!
Dlatego już od kilku lat stosuję zasadę pozytywnych informacji zwrotnych. Zauważyłam, że jeśli coś się komuś nie podoba, to od razu daje o tym znać, ale w drugą stronę? No rzadziej. Po co skoro coś jest dobre? No właśnie dlatego. Bo czasem właśnie to małe dla mnie: Ale fajne są Twoje zdjęcia! Ale ciekawy punkt widzenia! Ale mnie inspirujesz! mogą być czymś wielkim dla kogoś. Zajmuje to naprawdę niewiele czasu. Wysłanie komuś maila czy listu. Choćby tyni tyni.
Jest tyle piękna dookoła nas, szkoda mi przechodzić obok niego obojętnie. Jest tyle pięknych cech w nas samych, szkoda by zostały uznane za coś oczywistego. Doceń siebie. Doceń kogoś. Zobacz. Zauważ. Podziękuj. Pochwal. Zmotywuj. Zainspiruj. Rozpal iskrę. A sam rozbłyśniesz jeszcze bardziej :-).