To zacznę cytatem… Bo sierpniowy numer Urody Życia i felieton Arkadiusza Recława przyniósł mi ukojenie, kiedy pełna nadąsanych myśli siedziałam w ciepłej kąpieli i usiłowałam je tam wszystkie utopić 😉
Wystawianie się na pewną dawkę niepewności, niedomykanie planów, kreślenie zarysów i czekanie, aż wypełnią się same, to esencja życia. Gdy próbujemy za dużo dźwigać, za dużo mieć, za dużo planować, to pozbawiamy się wielu radości.
Proste. Oczywiste nawet słowa. Ale tego dnia zrobiły ogromną różnicę. Oto próbowałam po raz kolejny coś wycisnąć z mojej głowy. Rozwiązać supełek, który misternie zapętliłam. I nie pomagały mi moje własne słowa, które tyle razy pisałam. I dupa po prostu. No bo jak jest supełek to weźcie mi w cholerę te wszystkie mądrości. Nie chcę ich i fuj. Będę się tu cichutko użalać nad sobą. Po raz kolejny uwierzyłam myślom, że mam ograniczoną wolność, że nie mam tego oraz tamtego, że potrzebuję wiedzieć, umieć, zrobić. Po raz kolejny dałam się nabrać, a kiedy sobie to uzmysłowiłam zaśmiałam się i zatańczyłam i zaśpiewałam Free (wielokrotnie i skoro sąsiadka może mnie katować codzienną grą na pianinie ja sobie tu mogę śpiewać), a jak już skończyłam się wydzierać o wolności to potem o pięknie tegoż świata i w ogóle Beauty in the World.
I wróciłam do siebie! Tak! To co było zasupłane, roztopiło się w muzyce. Boże dziękuję Ci za artystów wszelkich! Ale muzyka… Bez niej jestem sucha jak rozjechana żaba wtopiona w asfalt. No supełka nie ma, ale tak naprawdę nie zmieniło się nic. Nadal nie wymyśliłam co dalej, nadal nie wiem po co pewne sprawy się dzieją teraz i nadal nie kumam na jaką cholerę uczę się germańskiego skoro NIGDY na to nie miałam ochoty (nie żebym nadal miała… ale renowacja mózgu następuje dość dziwna, więc się uczę i pomnażam te mózgowe różne masy, co to niby je każdy ma). Ale możliwe, że osiąga się czasem taki punkt w mózgu, że dalej się już nie da, albo się człowiek połamie, albo stanie na klifie, rozłoży ręce i poleci. Z całym syfem jaki się do niego przykleił. Mimo wszystko da się polecieć…
Nie potrafię wyjaśnić życia, tego co się w nim wydarza, po co, na co i wszystkie te pytania, które nie raz przerabialiśmy. Nadal mam „problemy”, nadal mnie ciśnie, wkurza, gniecie i martwi, ale jest w tym wszystkim różnica. Nadal „przytrafiają mi się” przygody, które nie dają powodu do zadowolenia. Ale wiecie co? Jakoś inaczej mi się z tym żyje. Płacze się inaczej. Męczy inaczej. Martwi inaczej. Nie tak totalnie, nie tak dramatycznie, nie tak desperacko, nie z punktu widzenia ofiary, która nie ma siły i taka biedna bo jej się życie przytrafia.
No kurczę! To ŻYCIE! I choć go nie rozumiem (bo tu nie ma co do rozumienia, jeno do przeżycia) to na nie przecież tyle się składa! I jak gniecie to minie, i jak głupawka to też minie. A potem przyjdzie to i tamto, a po tamtym następne to. I trochę sobie poplanuję, i trochę podziałam, i trochę poukładam, ale najlepsze zostawiam ŻYCIU, bo te wszystkie niespodzianki, które mi zafundowało jest wystarczającym dowodem na to, że ŻYCIE wie co robi, więc można spuścić powietrze i przestać się nadymać i oburzać i buntować (ostatnio właśnie to trenowałam ;-)).
No to zostawiam Was ze śpiewającym piątkowym Aloha i korzystam z zaproszenia Gandhiego do zabawy. Właśnie przytargał swoją zdechłą już kaczkę z pustym po watolinie brzuszkiem, ale jakże ukochaną i śmierdzącą… No bawić się chce skoro pani tu tańcuje od czasu do czasu. Idziemy się więc pogonić dookoła salonu ;-). Ja krzyczę z radości, on szczeka bo nie może mnie dogonić. I takie sobie wariatkowo tu urządzamy. „Problemy” też sobie biegają, nie zaszkodzi im trochę ruchu ;-).
Na 'głupie’ myśli najlepszy jest ruch 😛
„Taka biedna bo jej się życie przytrafiło” świetny tekst bardzo Kawulowo-życiowy, zapamiętam sobie tę perełkę na pochmurne dni ?
„Taka biedna bo jej się życie przytrafiło” świetny tekst bardzo Kawulowo-życiowy, zapamiętam sobie tę perełkę na pochmurne dni ?
Na 'głupie’ myśli najlepszy jest ruch 😛