– Chcę sobie zrobić jakiś super prezent po tych wszystkich wyzwaniach tego roku – powiedziałam do mojego męża wczoraj. – Ale nie to, co zawsze, kawy czy książki, coś innego, coś naprawdę wyjątkowego.
– Tak, tak powinnaś, może wyjedź gdzieś?
Ja nie wiem jak to możliwe, że my nadal jesteśmy małżeństwem, skoro Pan Mąż po tylu latach znajomości uważa, że wyjazdy z domu to coś, co naprawdę może mi sprawić przyjemność . Przyjemności nie sprawiają mi też zakupy. Ubrania, sprzęty, kosmetyki, nowinki techniczne – to nie dla mnie, a jeśli kupuję to po prostu z czystego pragmatyzmu i nie łączę tego z nagrodą czy przyjemnością. Za to książki to już zupełnie inna historia. Tu nawet wchodzi ekscytacja pakowania do wirtualnego koszyka tego wszystkiego, co cieszy mój mózg, a czego nie ma szans, że przeczytam od razu. Świadomość, że mam, że mogę sięgnąć na własne półki, po dowolną książkę, która mnie interesuje to jest rodzaj przyjemności, której sobie nie żałuję.
Nastrój mam taki, że ciężko mi myśleć o przyjemności. Wczoraj nie planowałam ani zakupów, ani prezentów, ani tym bardziej zapisywania się na studia podyplomowe. Dziś nie wiem, jak to wyszło, ale nie dość, że zapisałam się na studia podyplomowe na Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu na kierunku „Geriatria i Gerontologia z Elementami Opieki Paliatywnej”, kombinuję, czy da się to połączyć terminowo z drugim kierunkiem „Terapie wspierające w onkologii” na tym samym uniwersytecie, to dodatkowo zapisałam się na szkolenie u Joanna Tokarska (Fizjopozytywni) i Marta Podhorecka na kurs Neurogeriatrii. Jednocześnie zdecydowałam się, że skoro i tak robię różnego rodzaju badania i projekty społeczne, to rozpoczynam aktywne szukanie uczelni, na której będę mogła zrobić eksternistycznie doktorat.
To kompletnie nowy rozdział dla mnie, ale lęk jest mniejszy niż ciekawość i chęć uczenia się tego, co dla mnie fascynujące. Nie jestem fizjoterapeutką, nie mam wykształcenia medycznego, nie znam się na tylu mądrych rzeczach, jakie będą oczywistością choćby dla uczestników kursu z Neurogeriatrii, ale nawet jeśli zrozumiem 30% to i tak warto, bo prowadzące są niezwykłe i kochają swoją pracę tak samo jak ja moją.
I w taką podróż do Poznania czy Krakowa jestem w stanie wyruszyć. I to są prezenty, które chcę sobie zrobić. I to jest wiedza, którą potem wpakuję w działania na rzecz empatycznego dotyku, wolontariatu dotykowo masażowego i to są wyzwania, które czuję, że znowu mnie zmienią. Spróbować nie zaszkodzi.
A kawę przecież i tak sobie kupię, wiadomo . I może jakiegoś kolejnego jednorożca na nową drogę życia .