A dziś o miłości… Niech niedzielne aloha i garść przemyśleń Wam towarzyszą;-)
Miłość… Tyle jej wszędzie, tyle słów już o niej napisano, tyle łez z jej powodu wypłakano, tyle twórczego niepokoju znalazło swój wyraz. Tak długo na nią czekamy, a kiedy przychodzi tak szybko przecieka nam między palcami. Początkowe zafascynowanie w finale kończy się obojętnością. Gdzieś coś gaśnie, gdzieś ktoś przestał dokładać drewna do ognia, pozostają popioły, w których próżno szukać feniksa, bo to popiół wzajemnych oskarżeń, próby zawładnięcia sobą nawzajem…

Nie chcę generalizować, mogę mówić tylko o sobie, więc z ręką na sercu przyznaję się, że byłam żebrakiem odzianym w łachmany oczekiwań. Stałam na skrzyżowaniu miłości z wolnością i żebrałam o uwagę, wzajemność, bliskość, wyłączność, wyjątkowość. Od czasu do czasu ktoś przeszedł, przystanął, wrzucił coś do żebraczej miski a moje oczy błyszczały szczęściem dziecka, któremu dano cukierka. I gotowa byłam iść za tym kimś na koniec świata byle on nie przestawał, byle wypełniał moją miskę, byle było co jeść. I choć marna to byłą strawa, gotowa byłam iść dalej… Karmiłam się ochłapami. Zadowalałam okruchami. Budowałam zamki z piasku pół-ziarenkami. Wiecznie głodna, wiecznie czekająca na jeszcze, wiecznie pożerająca i czekająca na jeszcze. Aż pewnego dnia, na wpół żywa z wycieńczenia, zatrzymałam się. Nie miałam już siły iść za tymi, którzy zapewniali mi skandalicznie niską dniówkę.
Stanęłam nad przepaścią wielkiej czarnej dziury mego serca, której nic nie było w stanie wypełnić. Zionęła pustką, chłodem, ciemnością. Zajrzałam do środka, nie dostrzegłam dna. Wrzuciłam kamień i mogę przysiąc, że świst jego lotu nucił historie zakurzone, zranione, zapomniane, bolesne. Warstwa po warstwie spadał głębiej i głębiej, przez ciemność smutku, gęstość żalu, trupy pochowanych marzeń. I kiedy tak stałam i słuchałam jego melodii poczułam, że już dłużej tak nie można, że muszę skoczyć prosto do mojego serca i opaść na samo dno, że jeśli tego nie zrobię, już zawsze będę jedynie żebrakiem z wyciągniętą rękę po jałmużnę miłości jęczącej cicho: daj… daj… daj…
Skoczyłam. Zostawiłam za sobą wszystko i wszystkich. Kiedy nurkuje się we własnym sercu jest się samemu z sobą bo tylko wtedy można odnaleźć siebie i tylko tam, na dnie serca… Nie gdzieś w mitycznej krainie za górami i za lasami. To bzdura, że trzeba gdzieś wyruszyć by znaleźć siebie… Przecież masz siebie już tu, już teraz, dlaczego nie patrzysz w tę stronę? Dlaczego rozprasza Cię co chwilę coś co nie jest Tobą i tylko wodzi Cię na pokuszenie byś odszedł jak najdalej siebie? Dlaczego łapiesz się na te marne przynęty? Dlaczego szukasz siebie poza sobą?

Słuchaj podcastu na ulubionej platformie

Kawula masaż Lomi Lomi

Nazywam się Kawula.
Agnieszka Kawula...

Wierzę, że empatyczny dotyk i masaż, budzi do życia oraz zbliża ludzi.

Poruszyło Cię?

Wirtualne cappucino

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino.
Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!