Kawa, kawusia, kaweczka, kawka, kawunia, kawula. Ma w sobie to COŚ. No ma i koniec. Zapach, kolor, fakturę, dźwięk młynka mielącego wyselekcjonowane szczęśliwe ziarenka, smak… Ach ten smak… I ten pierwszy łyk świeżego cappuccino, muśnięcie pianki na wargach… Nie ma w tym żadnej tajemnicy, że Kawula zawsze lubiła kawulę. Na tyle, że miała ekspres do kawy jeden, drugi, trzeci, aż w końcu pozbyła się trzeciego bo postanowiła, że jednak uwielbia nagradzać się porcją aromatycznego cappuccino w kawiarni. Kawula po prostu lubi wtapiać się w klimat miejsca, gdzie może zatopić się w wygodnym fotelu, z ulubioną gazetą, z książką, z kimś, sama, ot po prostu siedząc i relaksując się chwilą z filiżanką pełną kawowych inspiracji.

I Kawula tak już ma, że kiedy wędruje ulicami miasta takiego czy owego, kiedy jedzie samochodem i zatrzymuje się na stacji benzynowej, kiedy jest w podróży po obrzeżach i centrach miast różnych lubi wypić kawę. To jej magiczny kubek, który otula ciepłymi wspomnieniami pełnymi zapachów, barw, smaków, ludzi. Każdy jeden łyk jest czystą przyjemnością.
Sama nie pamiętam kiedy pierwszy raz trafiłam do kawiarni Lili’s w Gdyni. Wiem, że było lato, upalne. Wędrowałam z laptopem szukając miejsca, gdzie mogę usiąść i popracować nad artykułem. Powędrowałam do Centrum Gemini, letnie ogródki kawiarniane zachęcały by to właśnie w nich się rozsiąść. Tylko jeden okazał się TYM. Należał wtedy do kawiarni o nazwie Gray, który od przeszło roku nosi nazwę Lili’s. Weszłam, usiadłam, zostałam, wyszłam, wracam.
Po prostu uwielbiam tę przestrzeń, ma w sobie coś magnetycznego. Choć nie przepadam za hałasem miasta, właśnie w tym miejscu potrafię napisać felieton w mgnieniu oka, popijając aromatyczne cappuccino. To właśnie tu obsługa wita mnie z szerokim uśmiechem malując na mojej kawie serca. Przez te kilka lat działalności kawiarni zmienił się personel, właściciele, trochę wystrój miejsca, menu, ale została niepowtarzalna magia, rewelacyjna kawa, kuszące ciasta…
Spędziłam tu wiele godzin, wydałam pieniądze, których wolę nie podliczać, napisałam sporo tekstów, przesiedziałam mnóstwo czasu po prostu siedząc i obserwując ludzi, tu poznawałam nowe osoby, tu rozstawałam się ze starymi, tu rodziły się pomysły, tu byłam świadkiem wielu spotkań, wzruszeń, zmian…
W majowe popołudnie zaglądam do Lili’s w towarzystwie idealnym na świętowanie dnia. Nie było mnie tu kilka miesięcy. No… Jakoś tak wyszło. Ale tego dnia zatęskniłam i wróciłam. Przywitał mnie uśmiechnięty właściciel, z którym od czasu do czasu sobie ucinałam małe pogawędki. Podzielił się nowiną, że kolejna Lili’s powstała w Klifie, że ciasta się ciut zmieniły, że nowa kawa, ale że on i jego żona taka sama, z tą samą pasją podchodzący do swojej pracy. Zasiadam na żółtej kanapie, uśmiecham się do słońca, które wchodzi przez wielkie kawiarniane okna. Zaczepia mnie mała dziewczynka, która defiluje przed moim stolikiem wymachując świeżo narysowanym obrazkiem. Uśmiecham się do tych wszystkich wspomnień, które wtopiły się w te ściany…
Zamawiam dwie kawy, dwa ciasta. Dla siebie i mego towarzysza. Nowe smaki. Nowe zapachy. Podoba mi się nowe… Znikam w nim na prawie dwie godziny i oddaję się słodkiemu lenistwu, słodkim rozmowom, słodkim obserwacjom, słodkiej lekkości bytu…
PS Artykuł nie jest sponsorowany, a jego bohaterowie nie mieli wpływu na moją opinię, to znaczy mieli wpływ bo prowadzą świetne miejsce, które po prostu lubię ;-).

Słuchaj podcastu na ulubionej platformie

Kawula masaż Lomi Lomi

Nazywam się Kawula.
Agnieszka Kawula...

Wierzę, że empatyczny dotyk i masaż, budzi do życia oraz zbliża ludzi.

Poruszyło Cię?

Wirtualne cappucino

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino.
Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!