Weź życie w swoje serce

Długo nie pisałam. Jak na mnie, przeszło miesiąc, to naprawdę długo. Nie żeby mi się nie chciało. Nie żebym nie miała o czym. Po prostu nie pisałam bo zajmowałam się sobą. A że głupot i ściemy pisać nie ma co i takiego bla bla bla, wolałam pomilczeć. Zapakowałam siebie i psa do pociągu i ruszyłam do Polski na dwa tygodnie do Doroty Piotrowicz i Suryt. Zakopałam się w sobie. Zbierałam różne kawałki swojej duszy. Szukałam w wielu zakamarkach wszechświatów ciekawych. Znalazłam ile się dało, Dorota pomogła. Pies się zbytnio całą akcją nie przejmował bo był w psim raju. Poskładana na nowo wróciłam. Do tego, co zostawiłam, do tego co miało nadejść, do tej wersji siebie za którą już długo tęskniłam.
Nieustannie porusza mnie proces zmian. Jestem ciągle zaskakiwana przez samą siebie. Gdzieś po drodze zagubił się strach, a w serce wlała się odwaga do bycia sobą jeszcze bardziej. Bo można bardziej. I tak jest teraz. Wszystko po staremu, ale jednak inaczej. Od nowa. Głębiej. Ciszej. Z przestrzenią, której nie da się zdefiniować. Bez pytań. Jest we mnie zgoda na to by działo się wszystko to co ma się dziać. Przykleiłam się do siebie. Tak mocno jak tylko można. Wzmocniona sobą. Swoją prawdą, której się nie wstydzę, której nie zaprzeczam, którą żyję. I łatwo mi z tym, i lekko, i po swojemu.
A w życiu manifestuje się nowe.
Wczoraj byłam na spotkaniu z mężczyzną, z którym nie zamieniłam przez prawie dwa miesiące ani słowa. Chodziliśmy razem na ten sam kurs niemieckiego. Ani słowa… Aż do czasu kiedy mi się przyśnił. Przyniósł mi w darze trzy książki i powiedział: tu znajdziesz wszystkie odpowiedzi na swoje pytania…
Dwa dni po tym śnie odeszłam z kursu ciągle nie przemówiwszy to niego ani słowem. Jednak duch męczył mnie i męczył, aż po 3 tygodniach napisałam pocztówkę, koleżanka przekazała, ja wyjechałam do Polski, a po miesiącu usiadłam z nim we włoskiej kawiarni w Iserlohnie i rozmawialiśmy. Długo. O wszystkim. Po niemiecku, po angielsku, jak się dało kleiliśmy myśli z głębi dusz. I dostałam prezent, książkę Osho o cichym umyśle, po angielsku…
Uwielbiam swoje życie. Prowadzi mnie do takich miejsc we mnie o jakie się nie podejrzewałam. Ale chyba właśnie tak się dzieje, kiedy weźmie się życie w swoje serce. Tak, serce, nie ręce. Bo w środku nas jest wszystko. Nie trzeba szukać daleko, nie trzeba jechać nigdzie, nie trzeba nawet nic robić. Jedynie słuchać tego co w środku.
A kiedy zdarzy się, że nie słyszysz nic, kiedy jest zupełnie cicho, to znaczy, że odebrałeś wiadomość…

Podobał Ci się ten wpis? Podziel się z innymi!

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino. Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nazywam się Kawula.

Agnieszka Kawula

Jestem jak Bond, James Bond. Moje super moce to hawajski masaż Lomi Fizjo oraz automasaż. Jestem dziewczyną z YouTube’a. Ciągną do mnie jednorożce i kocham cappuccino. Mam najfajniejszego psa terapeutę!

Kawula wizytĘwka, serce
kolo

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!

Ta strona jest chroniona przez reCAPTCHA. Mają zastosowanie Polityka prywatności oraz Regulamin serwisu Google.
Twoje dane będą przetwarzane w celu wysyłki Ci newslettera, a ich administratorem będzie Agnieszka Kawula. Szczegóły: polityka prywatności.

Poruszyło Cię?

Napisz do mnie.

Może Cię również zainteresować

Kiedy przeprowadziłam się do Pucka prawie cztery lata temu, nie znałam tu nikogo, oprócz mojego męża i teściów. Po raz kolejny rzucałam się na głęboką wodę i miałam nadzieję, że nie rozbiję się o skały....
 „Gdybym znalazła taki masaż 50 lat temu, może nie spotkałoby mnie tyle problemów zdrowotnych po drodze” – przyznała 75 letnia pani Basia. „Słyszałam o tym masażu, ale jestem wierząca i bałam się wcześniej skorzystać” –...
Marlena wkręciła się w lomi badanie. Po kilkunastu latach praktykowania, przyjechała do mnie spod niemieckiej granicy, na kurs nauczycielski i zakochała się w terapii masażem. Tak jakby nikt jej nie powiedział jak potężnym narzędziem dla...
Scroll to Top