Przestałam. Puściło się. Uwolniło.
Dni układają się same… W niedziałaniu działanie… Nie wyruszając docieram. Na powierzchni umysłu tworzą się fale. Po zwojach mózgu podróżują myśli… W ciele rodzą się emocje. Dziś nie reaguję. Obserwuję.
… kurczę, czy to się uda, jak by tu zrobić więcej, lepiej, szybciej… – acha… to jest myśl… ufff… [myśl łaskocze mnie swoim sprytnym ogonem zakończonym mieniącym się haczykiem… tym razem się na niego nie łapię].
… oj boli… zmęczenie… pulsujące żyły… oj boli… – acha… to jest tylko wrażenie z ciała, niech sobie jest… ufff… [nie mam dziś ochoty na podróż tego typu, dziękuję, poczekam… wrażenie oddala się ode mnie z poczuciem porażki].
… dlaczego ona tak postępuje… wkurza mnie to… przecież tak się nie robi… – acha… to jest emocja… ufff… [nie moja droga, tak szybko jak się pojawiłaś, tak szybko możesz iść w swoją stronę, tym razem nie skorzystam, tym razem nie potrzebuję cię do niczego… emocja rozpływa się jak poranna mgła].
Bo naprawdę wszystko wydarza się samo. Teoretycznie powinnam podjąć decyzje, ruszyć w jakąś stronę, zaplanować pewne sprawy, ogarnąć kilka tematów, zakończyć parę rozdziałów. Ale COŚ każe mi czekać. Robić swoje i czekać. Odpowiedni moment pojawia się sam. Początkowo stawiam temu opór, czasem pojawiają się łzy, ale po chwili znika cały dramat, nie ma cierpienia, jest ulga bo przecież wszystko jest tak jak być powinno.
Mówią: puść, odpuść… Ale tu nie ma robienia, to się robi samo. Im mniej oporu wewnętrznego tym naturalniej płynie. Im mniej kontrolowania wydarzeń, tym więcej niespodzianek. Kiedyś lubiłam mówić Losowi  jak ma mnie poprowadzić z punktu A do punktu B i żeby czasem po drodze nie zapomniał o kilku przystankach! Przestałam. Nie wynika to z bierności, bo pracuję tyle ile jeszcze nie pracowałam. Nie wynika to z depresji, bo kocham życie każdą komórką ciała. Nie wynika to z machnięcia ręką, że jakoś to będzie, bo wiem czego potrzebuję, co mi służy i w którą stronę chcę wędrować.
Przestałam. Puściło się. Uwolniło.
Pojawiają się momenty spinki, stresu (i tego pozytywnego i tego negatywnego), ale kiedy przeczekam ten moment, kiedy nie nakarmię emocji, kiedy nie wejdę w dramat i cierpienie… No wtedy pojawiają się rozwiązania. I budzę się i wiem co zrobić. Nie bo się boję, bo trzeba, bo ratuuuunku jak żyć. Nie. Spokojnie mimo czasów niespokojnych. Cicho mimo chaosu. Naturalnie mimo prób wymuszeń.
I dlatego jeśli zapytasz mnie gdzie będę za miesiąc odpowiem nie wiem. I może się to wydawać dziwne tak nie wiedzieć, nie mieć planu awaryjnego, jakiegoś asa w rękawie. [No weź się Kawula coś wymyśl! Przecież tak nie można!]. Mnie to czasem stresuje, a czasem bawi przebardzo;-). Jak się napnę to panika! Jezu, przecież trzeba COŚ zrobić, już, zaraz, teraz, no dalej! A jak się „odepnę” to nagle wszystko wiadomo.
Z lękiem na ramieniu nie widać zbyt wyraźnie i można się trochę zakręcić, a ja wyrosłam już z karuzeli. Nie potrzeba mi takich atrakcji.
Przestałam. Puściło się. Uwolniło.
O! Już czerwiec! Zabawa trwa dalej! 😉

Słuchaj podcastu na ulubionej platformie

Kawula masaż Lomi Lomi

Nazywam się Kawula.
Agnieszka Kawula...

Wierzę, że empatyczny dotyk i masaż, budzi do życia oraz zbliża ludzi.

Poruszyło Cię?

Wirtualne cappucino

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino.
Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!