Najpierw umarła moja babcia. Akurat trwał kolejny indywidualny kurs lomi lomi, kiedy dostałam wiadomość. W tym czasie mój pies słabł. Ze spaceru na spacer było coraz trudniej. Guz, który wyrósł spod ogona, wymagał mocnych tabletek, a te osłabiły mi psa na tyle, że bałam się go zostawić pod opieką kogokolwiek i nie byłoby to zbyt mądre z mojej strony. W związku z tym, nie pojechałam na pogrzeb i musiałam zmierzyć się z uczuciami, których nie chciałabym przeżywać w najbliższym czasie po raz kolejny.
Masowałam, uczyłam i nagrałam webinar, do którego zakupu nie miałam siły zachęcać, a który niejednemu lomi masażyście może ułatwić jego praktykę. W czasie, kiedy ustalałam kolejne kroki leczenia mojego psa, podjęłam decyzję, o tym, że już czas wszystkie zgromadzone materiały z dotychczasowego lomi badania, zebrać w książkę. Znalazłam wydawcę, znalazłam cudowną redaktorkę, która zaopiekuje się moim chaosem, kiedy przyjdzie czas.
Operacja dla Gandhiego ustalona na początek października. Poczułam małą ulgę. Wiem, w jaką stronę idziemy. W międzyczasie złożyłam wniosek o wpis do instytucji szkoleniowych i otrzymałam zgodę. Dzięki temu, jeśli ktoś będzie chciał zrobić u mnie kurs, może starać się o dofinansowanie z urzędu pracy.
Pojawiła się też we mnie przestrzeń na kolejne działania badawcze i nowe etapy projektu w lomi badaniu. Pomyślałam „a może nie muszę być sama? Może jakaś instytucja zainteresuje się dotykiem i elementami masażu dla osób chorych, niesamodzielnych, seniorów z domów spokojnej starości”? Spróbowałam raz. Nie wyszło. Wróciłam do domu, zebrałam wszystkie pozostałe siły i udoskonaliłam pomysł. Ubogaciłam go o kolejne badanie, które ma sprawdzić czy chorzy w ogóle masażu i dotyku potrzebują. Projekt złożyłam. Znowu nie wyszło.
Dwa dni po odmowie, opowiadałam o planach zawodowych jednej z moich klientek. A ona: „Jest konkurs o dofinansowanie na rozwój działalności gospodarczej. Możesz postarać się o 100 tys. Pasujesz tu”.
Spędziłam nad wnioskiem 4 dni urlopu. Wypisywałam rubryki, odpowiadałam na pytania, których nie rozumiem, pisałam językiem miękkim, nie urzędowym, ale konkretnie przedstawiałam wizję: Chcę stworzyć instytut badawczy który bada jak dotyk i masaż Lomi Lomi wpływa na ciało. Chcę, żeby dotyk, masaż i jego elementy z czasem weszły do usługi opiekuńczej w ośrodkach opieki zdrowotnej prywatnej i publicznej: hospicja, szpitale, domy spokojnej starości, w opiece stacjonarnej i domowej. Chcę prowadzić kursy grupowe i dzielić się wiedzą w oparciu o zgromadzoną, nową wiedzę. Chcę opracować nowy masaż, wspierający osoby chore i niesamodzielne. Chcę dzielić się zgromadzoną na ten temat wiedzą.
W trakcie wypisywania wniosku, coś mnie tknęło i skorzystałam z telefonu do specjalisty z urzędu, który miał rozwiać moje wątpliwości czy rubryki wypełniam treściami o jakie chodzi. Instrukcja wypisywania wniosku liczy prawie 50 stron. Opis biznesplanu i wizji zajął mi 28 stron. Kolejne „dzieścia” stron tabelek i wyliczeń na którychj nie znam się kompletnie, była przede mną. Po konsultacji z panem, przestałam wypełniać wniosek i przełknęłam kolejne: nie wyszło. Ato dlatego, że w dużym skrócie, dofinansowanie nie obejmie działalności badawczej. Za to pierwszy raz, zupełnie obca osoba, z urzędu, która nie ma z moją działalnością nic wspólnego powiedziała: „To jest bardzo dobry pomysł. Zdecydowanie warto go wprowadzić w życie. Proszę się nie poddawać i co jakiś czas sprawdzać kolejne konkursy. Gdzieś będzie ten odpowiedni dla pani”. I już dawno obca osoba nie próbowała mi pomóc tak bardzo, jak ten pan. Serio, człowiek szukał rozwiązań wszędzie, gdzie się dało 😊.
Teraz jadę na urlop. Mam w sobie dużo rozczarowania, ale widzę też, że każda odmowa prowadziła mnie do udoskonalania i szukania nowych rozwiązań. Do zmiany planu. I kolejnej zmiany planu. Do przeorganizowania życia zawodowego tak, że w przyszłym roku będę prowadziła jedynie 4 kursy grupowe w roku dla początkujących i 4 kursy grupowe dla zaawansowanych, a resztę czasu poświęcę na badanie naukowe i pisanie książki.
Mam dużo obaw, ale jeszcze więcej ciekawości i determinacji, żeby plan wcielić w życie. I tak sobie myślę, że ostatnie miesiące to były rzeczy, które mi nie wyszły, więc statystycznie rzecz ujmując, czas na kilka miesięcy lepszych wiadomości 😉.
Patrzę na 28 stron spisanego biznesplanu i jestem dumna z tego co widzę. Sama czy z pomocą odpowiednich ludzi, wiem, że najlepsze jest ciągle przede mną, a co najważniejsze, mam niezły plan tego, jak tam dojść. I przede wszystkim ciągle szukam rozwiązań zamiast wymówek.
Już za niecały miesiąc ogłoszę nabór do nowego lomi badania. A nawet do dwóch. Mam nadzieję, że uda się nim zrobić tonę dobra, a może nawet dwie.
PS Tymczasem chętnych do nauki lomi lomi, zapraszam na kurs grupowy od podstaw:
Oraz na kurs dla lomi terapeutów:
Lub webinar: