Wiecie, jak to jest, kiedy o 6.30 rano pan mąż wciągnie naszym superwypasionym odkurzaczem bezprzewodowym kocie siki hojnie rozbryzgnięte poza kuwetą, a których nie zauważył? Ja dowiedziałam się dopiero następnego dnia, kiedy była moja kolej na rundkę z Dysonem po parkiecie. Powiem tak: „Ja pierdolę”. Czy dokładne mycie szczotek, filtra i rury pomogło? Średnio. Czy potrójne mycie szczotek, filtra i rury coś dało? Eeeee no ujdzie.
A wiecie, jak to jest, kiedy zaplanuje się nagrywanie ważnego webinaru i tydzień przed łapie niezidentyfikowane zapalenie dziąseł i krew zalewa paszczę? No średnio jest. Miesiąc temu webinaru nie nagrałam, za to zrobiłam to dziś! Wczoraj z panem mężem cały sprzęt sprawdzony, mikrofon nowy, bezprzewodowy, miał mieć debiut po roku od podarowania. „Super, w końcu nagram coś jak normalny człowiek, bez okręcania się kablem”. Naprawdę mało fajnie jest masować, przemieszczać się dookoła stołu do masażu i jeszcze uważać na okablowanie, robiłam tak 4 razy i więcej nie muszę.
Jest czwartek, 9.15, „ciało” w postaci Jacka przyszło, operator pan mąż łączy sprzęty, wszyscy się cieszą, że zaraz zaczniemy moje kolejne wiekopomne dzieło edukatorskie, ale nie. Bo oto nie działa. Ale przecież działało. „Ja pierdolę, gówno, dupa, cycki”, chłopaki się cieszą, że Kawula znowu przeklina. Uspokajają, co ma oczywiście efekt odwrotny. Zaliczamy z panem mężem coś na kształt kłótni: „Weź się uspokój, będzie dobrze”, „Weź mi nie mów co mam robić, przecież jak na te warunki jestem spokojna” 😉.
Nie działa z telefonem Jacka, nie działa z telefonem męża, „ja pierdolę nie nagram tego dziś i chuj” – jestem rozpędzona do setki z frustracją bo takie sytuacje mnie nokautują niestety bardzo szybko, jakbym pierwszy raz założyła wrotki i chciała robić piruety.
Ciało Jacek okazuje się też specem od IT, ale i tak się mikrofon nie łączy. Chłopaki postanawiają posłać sprzęt na jakiś głęboki sen i reset resetów. I tak oto 40 minut później mamy to, za to ja nie mam już nastroju. Ale staję do stołu, bo ktoś musi zarobić na moje kolejne lomi badanie. Robię swoje i energia wraca po dwóch minutach, bo kiedy gadam o masażu, wszystko nabiera sensu.
Wyszła godzina mocnej wiedzy. Dałam z siebie wszystko, czego nauczyłam się o „ruchu podstawowym” przez ostatnich 15 lat. Potem chłopaki słuchają winyli, a do mnie przychodzi teściowa pożyczyć książki (jest jedyną osobą, której pożyczam, bo ona oddaje bardzo szybko! O moim nie-pożyczaniu jeszcze kiedyś napiszę 😉) Pani Matka opowiada o zaplanowanym remoncie korytarza i że jej znajome czytają moje wpisy (pozdrawiam serdecznie 😊). Potem pomasowałam młodego człowieka w potrzebie, umyłam się, zrobiłam loki, wystroiłam jak na randkę, którą w sumie planowałam odbyć z panem mężem, ale… zasnęłam na prawie 3 godziny. A kiedy wstałam, poskładałam do kupy odkurzacz i zrobiłam rundę testową po parkiecie. Chyba sytuacja „kocie siki” opanowana.
Wieczór zamierzam spędzić z Arnoldem Schwarzeneggerem oraz panem mężem, który wytrwale robił dziś za operatora telefonu i kanalizował moje przekleństwa. Ten dzień mógł się skończyć większą dawką żółci. Na szczęście mój mózg ogarnął szybko zmianę stanu emocjonalnego i mimo wszystko w Boże Ciało, z pomocą innych zaprzyjaźnionych ciał, sukces! I jak to powiedział „ciało” Jacek: „Teraz tylko sława, seks, pieniądze. Wiadomo”.