– Nikt nie chciał masować moich pleców – przyznała pani Tatiana, kiedy w piątek zapytała, czy mogłabym jej chociaż Amolem posmarować. – Widzi pani, kręgosłup mnie bolał, zrobili mi operację, a jak bolało tak boli. Teraz mam plastry przeciwbólowe, trochę pomagają. Codziennie sobie maścią końską smaruję albo Amolem. No i jakoś się leży w tym łóżku.
– To pomasuję pani tyle, ile pani sobie życzy, ile damy radę.
– Naprawdę? Może to pani dla mnie zrobić?
– Jasne, że mogę, po to tu jestem.
Kiedy wróciłam pożegnać się kilka godzin później, pani Tatiana prawie tańczyła na łóżku.
– Lepiej jest, no jest lepiej, jak to możliwe? Proszę, niech pani przyjdzie do mnie jeszcze, bo ten masaż nic nie boli, a jakie szybie efekty.
Piątkowa wizyta w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Centrum Pomocowe Caritas i Warsztat Terapii Zajęciowej Gdyniato był jeden z trudniejszych dla mnie fizycznie dni, bo sama czułam się tak sobie i nie mogłam pomasować tyle osób, ile zwyczajowo. Jednak pani Tatiana była niespodzianką, która dodała mi siły.
A potem przyszła sobota. Wraz z nią spełniło się jedno z moich marzeń. Nie przypuszczałam, że to tak szybko pójdzie. Ledwo co je wymyśliłam, a tu już się wydarzyło!
To, że tworzę #WolontariaDotykowoMasażowy, wiecie. Dołączają do niego przede wszystkim masażyści (pracujący przeróżnymi technikami). Ale dotyk jest prosty. Żeby pomasować komuś delikatnie ręce, głowę czy nogi, nie potrzeba specjalnych kwalifikacji, ani znajomości techniki. Wystarczy chęć osoby dającej i zgoda osoby przyjmującej.
Dla kogoś, czyj świat ogranicza się jedynie do szpitalnego łóżka, kto zna gównie dotyk medyczno-pielęgnacyjny, czułe pogłaskanie po dłoniach, przyłożenie rąk do ramion czy dotknięcie zesztywniałych i często powykręcanych w nienaturalne strony nóg, to jest niewyobrażalne dobro. Mam na to świadków i dowody.
Kiedy pół roku temu zaczynałam masować osoby chore, niesamodzielne, często zdane tylko na łóżko, w którym leżą, nie przypuszczam, że dotyk może im aż tak pomagać. Coś wiedziałam. W coś wierzyłam. Ale to, czego doświadczam kilka razy w tygodniu, dalece wykracza poza moje wstępne założenia.
Marzy mi się taki świat, w którym nasi bliscy, jeśli chorują, mogą zostać otoczeni nie tylko opieką medyczną, ale także tą dotykową. Pełną uczucia, człowieczeństwa i ulgi. Od soboty to marzenie zaczęło żyć w świecie realnym. Dzięki otwartości na moje pomysły Malgorzatay i Andżelikai mogłam współprowadzić szkolenie dla wolontariuszy Caritasu. W grupie międzynarodowej, chętni z czterech różnych krajów, w wieku od 12 lat po aktywnych seniorów i seniorki, przekonali się na własnych dłoniach, jak bardzo dotyk łączy. Jakie to było DOBRE!!!
Wiecie, denerwowałam się przed szkoleniem. Wymyśliłam kilka planów akcji, żeby jak najdokładniej wyjaśnić osobom nie związanym z masażem, co mogą i że tak naprawdę bardzo dużo. A tu „zwykły” masaż dłoni, zrodził dziesiątki pytań, rumieńce na policzkach i błysk w oczach. No i te rękawiczki, „czy jeśli w nich masujemy, to nasz dotyk nie jest jakiś zakłócony”? – pojawiła się wątpliwość, którą sama miałam na początku. Po pół roku praktyki, mogę zaświadczyć, że dobro przechodzi nawet przez rękawiczki medyczne .
Nasiona zostały zasiane, a roślina rośnie na moich oczach. To szkolenie pokazało mi, że nie wydaje mi się, nie przesadzam, nie są to naiwne fanaberie. Realna zmiana jest możliwa. Wystarczy kilka otwartych drzwi i serc, by osoby, które mogą potrzebować naszego wsparcia w trudnym dla siebie czasie choroby, przekonały się, że nie są same, że są więcej niż chorobą, że otrzymany dotyk, zostaje z nami na dużo dużej, niż moment obdarowywania nim.
Kolejne tygodnie i miesiące, będą odsłaniały nowe elementy mojego marzenia. To, co się dzieje, warte jest przeżycia wszystkich emocji, jakich doświadczam.
PS Gdyby ktokolwiek miał chęć wesprzeć moje działania i projekty to może to zrobić przez rzutkę. Wszystkie pomysły, opłaciłam już z własnych środków, dlatego nie mam żadnego nagłego apelu czy ciśnienia. Zachęcona prośbami tych, którzy chcieliby się dorzucić, utworzyłam zrzutkę.