Maria miała rodzinę. Siostrę, brata, matkę, syna i ojca despotę. Na zewnątrz to był super facet. Ludzie go lubili, szanowali, wszystko potrafił sprawnie załatwić. W domu rodzina stawała na baczność, podporządkowana tylko jego racji. Dzieci głosu nie miały. Nigdy nie brał na kolana, nie przytulał ani Marii jak była mała, ani jej rodzeństwa, ani syna Marii, kiedy się urodził.

Według niego z wnukiem ciągle było coś nie tak. „Ten głupek zaraz coś popsuje” – mówił. Dziecku często coś wypadało z rąk, był rozkojarzony, niespokojny, wymagał dużej uwagi. „Nie będzie mi ten głupek przy obiedzie się kręcił” – krzyczał i chłopak musiał jeść sam w kuchni.

Czasem ojciec Marii jeździł do Niemiec. Kiedy wracał mówił, że „tam są takie fajne, dobre dzieci, nie to co w domu”. Jedyną zabawkę jaką wnuk dostał od dziadka to stary, rozwalający się miś znaleziony w szopie.

Nie było picia ani bicia, więc Maria myślała, że to był dobry dom.

Maria przez większą część życia mieszkała z rodzicami, którym trzeba było pomagać w rodzinnym sklepie spożywczym. Wstała w nocy i jechała na giełdę po towar. Wracała, układała towar na półki, potem stała za kasą i około dwudziestej drugiej zamykała, wracała do domu, sprzątanie, gotowanie. I tak codziennie. A w tym wszystkim małe dziecko, które wychowywała sama.

Potem ojciec dostał wylewu. „Los dał mi prezent” – mówi Maria.

Tata tylko leżał i wszystko trzeba było przy nim robić. Maria wzięła wszystko na siebie, bo nikt z rodziny nie chciał. Podawała mu wielką strzykawką pokarm, odsysała śluz z gardła, przewijała, myła i czyściła gnijącą ranę na jego kości ogonowej. „Dla mnie to była jedyna okazja, kiedy mogłam być bardzo blisko niego – wspomina Maria. „W tym czasie mogłam go przytulać i dać mu to, czego nie dał swojej rodzinie. Dla mnie to był dar”.

Maria do końca jego życia miała nadzieję, że ojciec ją jednak przytuli. Dotknie. Nie zrobił tego. Umarł po dziewięciu miesiącach od wylewu. Ale Maria nie ma żalu, bo w czasie, kiedy opiekowała się ojcem, gdzieś między jednym dotykiem, a kolejną zamianą opatrunku na jego ciele, wybaczyła mu.

PS. Nie umiem zapomnieć tej historii, choć od jej wysłuchania upłynęło kilka lat…

Słuchaj podcastu na ulubionej platformie

Kawula masaż Lomi Lomi

Nazywam się Kawula.
Agnieszka Kawula...

Wierzę, że empatyczny dotyk i masaż, budzi do życia oraz zbliża ludzi.

Poruszyło Cię?

Wirtualne cappucino

Jeśli treści, którymi się dzielę, są dla Ciebie ważne lub inspirujące, możesz zabrać mnie na wirtualne cappuccino.
Z przyjemnością dam się zaprosić.

Nie przegap kolejnych wpisów!

Zapisz się na mój newsletter i bądź na bieżąco!