No to się zdziwiłam o poranku… Radośnie machałam kijami nordickowymi, pot spływał po plecach, nogi równo wędrowały pod górę. Zmierzałam do miejsca, które bardzo lubię, tam ławeczka, i stawik, i drzewa rozłożyste, i duch lasu strzegący wszystkich istot tam mieszkających, i cisza, i błogość. Poszłam o poranku z wiosną pogadać, głowę przewietrzyć, nogi po weekendzie z salsą przygotować do wędrówek. No i się zdziwiłam. Bo tam gdzie stawik, pusta dziura, tam gdzie ławeczka, pomarańczowo-białe balustrady, tam gdzie spokój, koparki niosące się warkotem po całej okolicy, że pewnie biedne istoty leśne pochowały się hen głęboko…
Zmiana. Reorganizacja. Coś się zamyka. Coś otwiera. Coś udrażnia. Coś oczyszcza. Coś wysycha. Coś nowego.
Przyglądam się przez chwilę z milczącym oburzeniem na te poczytania groźnych maszyn, a potem stwierdzam, że to przecież normalne całkiem takie zmiany i że jak ma powstać coś nowego to czasem i stare trzeba zburzyć, poprzestawiać, przebudować. Na razie chaos. Hałas. Bałagan. Błoto. Więc ruszam dalej pozostawiając moją byłą już oazę spokoju. Niech się zmienia we własnym rytmie. Ciekawe co przyniesie mi w swoim odnowieniu…
Wędruję nową trasą. Tak jakoś dziś wyszło przy tych wszystkich zmianach, że zaszalałam znowu i trach na nową dróżkę. I tak mi dobrze iść, pocić się, oddychać… Ptaki radosne pieśni układają, wiewiórki przebiegają mi przed nogami, oświetlony słońcem mech razi swoją soczystością. Więc wędruję drogą zmian.
Niebawem na Aloha Świat zawitają niespodzianki, na razie moje twórcze koparki działają na wysokich obrotach. W tym celu uczę się rzeczy o jakie siebie nigdy bym nie podejrzewała. Przyswajam wiedzę techniczną. Twardą. Prawie jak matematyka na której się nie znam. I warczą wszystkie maszyny wewnętrzne rozgrzane na maksa. To zakrawa na cud! Bo jestem człowiekiem, który najszybciej irytuje się właśnie jeśli o techniczne sprawy chodzi… I reorganizują się moje zwoje mózgowe czasem przyprawiając mnie o ból głowy. Ale… No właśnie. Duma mnie rozpiera, bo okazuje się, że mogę, potrafię. A mogę i potrafię bo… CHCĘ. Bo sprawia mi to coraz więcej przyjemności. Bo frustracja przerodziła się w ciekawość. Bo niewygoda wynagradzana jest okrzykami radości, kiedy uda się przejść kolejny krok do przodu. I choć finał ledwo majaczy na horyzoncie idę dalej, bo co kawałek jestem coraz bardziej zadziwiona, zafascynowana, rozbawiona :-). I choć nie wiem co będzie jak do finału dotrę i czy to wszystko ma sens, nie ważne, dotrę gdzie mam dotrzeć bo przecież już wyruszyłam! Pomalowałam moje twórcze koparki w bajeczne kwiaty, nakleiłam napisy you can do it i kopię!
A po drodze pewnie jeszcze nie raz dam się zaskoczyć i zadziwić…