Przyszła do mnie w samym środku ulewy. Miała przemoczone buty i końcówki nogawek granatowych dżinsów. Deszcz bębnił o parapet. Przez chwilę myślałam, że to sąsiad wylewa coś przez okno.
– Nieźle się zaczyna… – powiedziała podając mi chłodną, drobną dłoń. – Chciałam odwołać, ale mój kark nie może już czekać…
Buty i skarpetki położyłam na grzejniku w przedpokoju. Niech chociaż trochę podeschną.
Jej paznokcie u stóp mieniły się turkusowym lakierem. Gdyby syreny miały stopy, wyglądałyby dokładnie tak, jak te jej. Jakby przed chwilą wyszła z głębin oceanu i właśnie pocałowało ją popołudniowe słońce.
– Nawet nie mogę popatrzeć na moje stopy bez bólu… – wyrwała mnie z zamyślenia. – A o swobodnym skręcaniu głowy mogę zapomnieć… Cholerna praca przy komputerze, chyba już czas ją zmienić… I chyba powinnam się więcej ruszać. Pewnie dlatego córka zrobiła mi ten prezent u pani. Ciągle narzekam na to samo. Aż sama nie mogę siebie słuchać.
– A jak się pani ciało czuje teraz?
– Szczerze? Jakbym już zużyła całe powietrze przewidziane na mnie i nie miała czym oddychać…
Gdy 15 minut później masuję jej plecy nie dziwi mnie to, co powiedziała wcześniej. Moje gorące dłonie niemal chłodziły się o metal jej twardych pleców. Długo nie mogłam znaleźć choćby najdrobniejszej szczeliny, przez które mogłoby się przecisnąć więcej życia.
Kiedy kończyłam masaż przy jej głowie i zabrałam się za szczękę, poczułam tę samą twardość i ten sam chłód metalu. Musiało boleć… Odruchowo poruszyłam na boki moją żuchwą… 12 lat temu była w podobnym stanie…
Wygładziłam jej włosy i wsunęłam dłonie pod potylicę. Przytrzymałam na kilkanaście sekund. Poczułam pulsowanie. Kobieta westchnęła z ulgą. Głęboko. Pierwszy raz usłyszałam jej oddech.
Tuż przed wyjściem z pokoju, zapalam pół listka białej szałwii. Niech się tli…
Po masażu podaję kobiecie wodę. Pije ją w milczeniu, z przymkniętymi powiekami. Można by odnieść wrażenie, że nigdy wcześniej niczego podobnego nie piła. Po kilku łykach ciszę ciepłego pokoju przerwał delikatny głos:
– Czuję się jakbym wypiła cztery mocne espresso! Gdybym mogła, wskoczyłabym teraz do wody i popłynęła przed siebie!
Cóż… Myślę, że lakier na jej paznokciach u stóp nie miałby nic przeciwko…
– Cieszę się, że nie odwołałam… – powiedziała tuż przed wyjściem, podając mi swoją ciepłą dłoń… – Tak bardzo się cieszę…