Trzy lata temu przyszła do mnie na masaż. Dopóki przedwczoraj nie stanęła w progu mojego domu w Pucku, za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć twarzy.
Miesiąc wcześniej umówiłyśmy się na sesję lomi i lomi korepetycje. Okazało się, że Agnieszka skończyła kilka lat temu kurs, ale dużo nie masowała. Ot kilkoro znajomych. W pracy, kiedy zaczęła mówić, że masuje, spotykała się z dwuznacznymi uśmiechami, jakby co najmniej otworzyła burdel w domu. A do tego okropnie bolały ją plecy po każdym masażu. Z miesiąca na miesiąc zniechęcała się coraz bardziej, aż w końcu zapakowała lomi lomi w ciasną kulkę i schowała na dnie swoich gorących dłoni, którymi codziennie pakowała kawałki mięsa do kartonów. Jak to mięsa?! Ano jak się pracuje w rzeźni to sami rozumiecie klimat.
Aż przyszedł dzień, kiedy powiedziała dość! Wracam do lomi, tylko jak szły te ruchy przez plecy? Co się tam robiło? Więc wrzuciła w YouTube „lomilomi” i wyskoczyła jej Kawula, youtuberka, która pojawiła się w duńskiej wyszukiwarce. I tak, Agnieszka, która rzuciła robotę w rzeźni, przyjechała do Pucka na lomi korki. Dzień wcześniej na moim stole do masażu zostawiła dużo napięć i kilka łez, a następnego dnia rozpoczął się proces przypominania.
Dłonie sobie przypomniały, ciało dostało dużo wskazówek jak o siebie zadbać w tracie, żeby nie bolało, żeby się nie bać, żeby być bliżej i skuteczniej (o tych technicznych aspektach będę również opowiadać na moim webinarze 29 maja). Nauczyłam Agę też porządnego automasażu, tak, że po godzinnej sesji na podłodze z piłkami i wałkami powiedziała „moje plecy nigdy nie przylegały tak równo do podłogi”, a mam dwójkę małych dzieci, które ciągle na mnie wiszą, więc boli.
W ciągu paru godzin zaszła zmiana. Tak cicho, między jednym dotykiem a drugim. Do Danii wraca kobieta, która otwiera swój biznes, a jej ręce są bardziej niż gotowe do terapeutycznego dotyku lomi.
Czy się boi? No jasne! Ale większa od strachu, okazała się tęsknota za lomi lomi.