– Możesz mi tak porządnie wymasować uda? Proszę, skup się na nich… – Słyszę głos jednej z uczestniczek spotkania z Susan Pa’iniu Floyd, nauczycielki Lomi Lomi Nui.
– Jasne! – i z zapałem zabieram się do masowania boskiego ciała, które wpadło pod moje lomi dłonie. Dopiero po chwili zreflektowałam się, kogo masuję. I trochę się przejęłam. No bo taki świeżak jakim ówcześnie byłam, masował jednego z nauczycieli Lomi. Jej ciało jednak wdzięcznie przyjmowało dotyk, a kilka godzin później podziwiałam te wymasowane uda w akcji! W pięknym tańcu. Ognistym. Wzruszającym. Egzotycznym. Fascynującym. Falujące biodra. Mocne uda. Zmysłowe dłonie. I te stopy… Na tyle mnie porwał jej taniec, że parę miesięcy później wylądowałam u niej na weekendowym warsztacie hula. I choć sama dziś nie tańczę hula, to właśnie dzięki tamtym zajęciom zwróciłam uwagę na moje biodra i jak dalece można je rozbujać, jak pobudzić energię ognistą i kreatywną w sobie, jak w chłodny dzień rozgrzać ciało. Do dziś ja i moje biodra bawimy się świetnie ;-).
I te stopy… Jedno zdanie z tamtego spotkania będę niosła w sobie do końca: nie ważne czy tańczysz czy po prostu chodzisz, nie rób tego mechanicznie pomyśl, że masujesz stopami ziemię…
Oto człowiek: Małgorzata Meali’iokalani Szokalska
Skąd wzięło się hula w Twoim życiu? Dlaczego właśnie ten rodzaj tańca?
Jak większość ludzi, zwłaszcza w Polsce, krytyką byłam otoczona od dziecka, krytyką, osądzaniem, patrzeniem na braki, przeszkody, negatywy. Nie wierzyłam w siebie, byłam przekonana że nie zasługuję na nic dobrego, pozwalałam się ranić. Tak też wyglądało moje życie – było trudne i nieszczęśliwe, bo jak myślisz, tak masz… Moje małżeństwo mówiąc delikatnie nie należało do udanych. Te lata były więc dla mnie latami hmmm… nauki – głównie tego, czego w nim nie chcę. W tamtym czasie byłam w głębokiej depresji, wymagałam pomocy psychologa by jakoś funkcjonować. Było ze mną naprawdę źle.
Ale wszystko jest po coś…
Tak, wszystkie trudności zmusiły mnie do poszukiwań: sensu istnienia, przyczyn tego, że w życiu dzieje się właśnie tak jak jest, sposobów radzenia sobie w trudnych i bardzo trudnych sytuacjach, umiejętności dźwigania się wciąż od nowa, gdy rzeczywistość przygniata tak bardzo, że nie chce się już żyć.
Co Cię podciągnęło do góry?
W tym właśnie stanie trafiłam na hawajskie masaże, dowiedziałam się że mogą mi pomóc, spróbowałam – pomogło i to jak szybko! Tak, że po kilku miesiącach byłam w doskonalej formie, co więcej sama zapragnęłam pomagać w ten sposób innym. Odżyły moje wizje z dzieciństwa. Odkąd pamiętam chciałam pomagać ludziom. Zapisałam się na kurs takiego masażu. Hawaje od zawsze kojarzą nam się z rajem i ja miałam to samo skojarzenie. Poszłam więc uczyć się jak być w raju każdego dnia…
I jakie przyszły do Ciebie nowe skarby?
Hmmm, tak wiele tego… Tak naprawdę nauczyłam się żyć na nowo. Kurs hawajskiej pracy z ciałem to bardzo kompleksowa praca – masaż, taniec Hula, hawajska filozofia życia, a tak naprawdę nauka o szczęśliwości, o byciu w stanie rozluźnienia, bo wtedy nic złego nie może Ci się przytrafić… Nauka o tym w jak odmienny sposób można patrzeć na świat i wszystkie życiowe zdarzenia… dostrzegania pozytywów, najmniejszego nawet przejawu dobra. Nauka o miłości oraz szacunku do siebie samego i do wszystkiego co nas otacza – do innych ludzi, przyrody i do całej Natury oraz tego jak ważne jest żyć z nią w połączeniu, bo to ona daje nam wsparcie i energię do życia. Uczę się tego wciąż i wciąż na nowo w przeróżnych sytuacjach życiowych, że miłość i szacunek to najważniejsze wartości a stan szczęścia jest decyzją która tylko od nas zależy i że Wszechświat zawsze podąży za naszymi myślami.
No dobra, też znam ten stan po kursie. Wszystko zdecydowanie w kolorach tęczy się jawi… Ale po pewnym czasie ona znika i pojawia się rzeczywistość… Która bywa różna. Jak radziłaś sobie w sytuacjach kiedy dopadały smutki?
Wiesz, kiedy już zaczęłam uczyć Hula i Lomi, jeszcze czas jakiś trwałam w małżeństwie – tym nieudanym… No i w końcu nie dało się dłużej… Musiałam to zmienić. Czułam że mówiąc ludziom te wszystkie mądrości tylko ich oszukuję. No i w końcu przyszedł dzień, gdy musiałam posłuchać samej siebie i przewrócić swoje życie do góry nogami. A gdy już dokonałam tej zmiany, zmieniło się wszystko, już nie musiałam walczyć i mogłam też myśleć po nowemu… Z wiarą, nadzieją i miłością – przede wszystkim do siebie ;).
Ale i teraz bywa trudno, nadal miewam gorsze dni… Muszę wtedy pilnować tego jak myślę..;) i trzymać dyscyplinę mentalną, by nie pozwalać starym nawykom wrócić.
Można powiedzieć, że hula towarzyszyło też Twoim trudnym momentom życiowym.
Zdecydowanie tak. Dzięki niemu transformowałam wielki smutek po zdradzie partnera – płakałam i tańczyłam, tańcząc usuwałam przeszkody, które pojawiały się na mojej drodze i zmieniałam własne stare, niepotrzebne już nawyki, i w końcu przywoływałam też nową miłość do swojego życia. I przyszła (śmiech). Wytańczyłam sobie partnera, najlepszego na świecie. To niezwykłe nowe i piękne dla mnie doświadczenie, że można żyć inaczej, z godnością, z miłością, z szacunkiem do siebie i innych, razem w harmonii i że wszystko może tak do siebie pasować.
Hula ma niezwykłą moc!
To dlatego oddałaś Hula swoje serce?
Tak, to co mnie w tym tańcu urzekło to to, co ten taniec przekazuje. Dla Hawajczyków był to w przeszłości jedyny sposób przekazywania tradycji, historii i legend (bo nie mieli języka pisanego), dla nas natomiast jest to ogromny dar, który robi tak wiele dla naszego ciała, serca, umysłu i dla naszej „duszy”. Taniec Hula odmienia życie, budzi w nas wielką radość, budzi moc – siłę życia, budzi kobiecość w kobietach a męskość w mężczyznach. To nie jest zwykły ruch… Hula to taniec życia, dzięki niemu stajemy się nie tylko lepszymi tancerzami, ale i lepszymi, szczęśliwszymi ludźmi. A dzięki temu również nasz świat staje się lepszy ;-).
Wiele nauk płynie z tego tańca…
Tak naprawdę każdy odnajdzie tu dokładnie to, czego potrzebuje, uzdrowi swoje braki i przeszkody życiowe. Każdy taniec jest inny, opowiada inną historię, każda opowieść ma swoją mądrość, która wzbogaca nas, gdy tańczymy, gdy się z nią utożsamiamy… Uczymy się więc odwagi do podejmowania trudnych życiowych decyzji, transformacji przykrych i smutnych uczuć w siłę, miłości do siebie i do otaczającego świata, otwierania się na miłość w naszym życiu, no i doceniania pięknych chwil – Czasem nie mamy nawyku by je w ogóle dostrzegać… a cóż mówić o docenianiu…
Dla mnie jest to bardzo głęboka i wzbogacająca forma ruchu.
No i ten piękny ruch bioder…
Właśnie! Warto wspomnieć, że Hula działa pozytywnie nie tylko na naszą psychikę, ale również na nasze ciało fizyczne. Łagodny ruch bioder pozwala rozluźnić się całemu kręgosłupowi i stawom, rozluźnić napięcia w różnych jego obszarach. Ważne jest również to, że poprzez swoją łagodność jest dostępny dla osób w różnym wieku i nie ma tu żadnych ograniczeń.
No ale jak to hulanie się zaczęło? Pamiętasz pierwsze wrażenie związane z Hula?
Hula początkowo było tylko elementem warsztatu Kino Mana. przyjechała obca nauczycielka – z RAJU!, pomyślałam: skoro tego wszystkiego nas uczy, znaczy że to ważne i potrzebne! I faktycznie było. Na początku trzeba było ogarnąć tyle różnych form pracy, technik – masaż, taniec i całkiem inna filozofia życia… zupełnie inny sposób patrzenia na wszystko co się nam przydarza. Hula było wtedy lekiem, którego bardzo potrzebowałam. Ale absolutny zachwyt, fascynacja i miłość do Hula przyszły na Hawajach…
Kiedy to było?
Rok 2004. Piękne doznania… Zobaczyłam cudowne KOBIETY – w każdym wieku, od dzieci po staruszki, o różnej posturze fizycznej, niektóre NAPRAWDĘ duże, inne NAPRAWDĘ wiekowe, które poruszały się tak pięknie, z taką gracją. Były tak pełne wewnętrznego blasku i kobiecej mocy, no i przede wszystkim seksapilu – nawet te czasem i 70’cio letnie babcie… naprawdę warto było to zobaczyć. A mężczyźni… ho ho… wrażenia odbierające dech… to była moc! Patrzyłam zauroczona i wtedy już wiedziałam, że też tak chcę. By ten piękny taniec i to, co ma do zaoferowania, istniało również w Polsce – to był mój nowy cel. Po raz kolejny też przypomniały się dziecięce marzenia.
Po powrocie do Polski zorganizowałam regularne spotkania osób które Hula poznawały wraz ze mną i chciały ćwiczyć, a także pierwsze grupy dla nowych osób.
Z jakim odzewem spotkała się Twoja propozycja uczenia Hula w Polsce?
Hula to była nieznana forma tańca, nieznana dla nikogo. Z początku nie było łatwo. Więc potrzeba było trochę czasu i samozaparcia, by ktoś przyszedł i spróbował… ale z roku na rok coraz więcej osób hula. Początkowo tylko Warszawa, w ślad za nią Trójmiasto i Wrocław, potem Katowice, Łódź i Elbląg i Poznań. Aktualnie uczę również za granicą – Węgry, Słowacja, Rosja i Ukraina. Ale wciąż o Hula jeszcze tak mało jest wiadomo… zarówno w Polsce jaki i poza nią, a jeśli już ktoś coś kojarzy, to tahitańskie kokoski i spódniczki z trawy…
Jakie są pierwsze reakcje uczestniczek Twoich zajęć?
Są zawsze podobne – ogromna radość i lekkość po zajęciach, dużo harmonii i spokoju. No i ten uśmiech na twarzach… Uczestniczki dzieląc się wrażeniami mówią. że dla jednych jest to relaks i wyciszenie po pełnym napięcia dniu, dla innych to ogromne doenergetyzowanie gdy są bardzo zmęczone. I to wszystko na tych samych zajęciach, więc naprawdę dostaniesz to czego najbardziej potrzebujesz… taka mała magia…;-)
A jeszcze więcej tej magii zapewne dzieje się na dłuższych wyjazdach z hula 😉
Tak, od kilku już lat cyklicznie organizuję letnie wyjazdy z Hula, nazwałam je Wakacje ‘LITTLE HAWAII’ – są oczywiście w Polsce, ale dają możliwość doświadczyć Hula i hawajskiej kultury naprawdę głęboko. Prócz tańca uczymy się języka hawajskiego, co ważne jest w dokładnym rozumieniu treści tańców które później odtwarzamy naszymi ruchami, uczymy się też grać na hawajskich instrumentach – bębnach i ukulele, malujemy hawajską grafikę na tkaninach, robimy własnoręcznie ozdoby z roślin i kwiatów – girlandy na głowę i na szyję… w nich na koniec prezentujemy się naszym gościom, którzy mogą zobaczyć czego nauczyliśmy się przez ten tydzień. Ten czas jest dla wszystkich niezwykły.
Masz swoją ulubioną piosenkę, która ma dla Ciebie szczególne znaczenie?
Mam wiele ulubionych, niektóre z nich są naprawdę cudowne… Może więc lepiej opowiem o postaci o której opowiadają różne pieśni… Moja ulubiona to Poliahu. To bogini która swego czasu była moją bliską przyjaciółką..;). Z nią uczyłam się odpuszczać i wybaczać bo to bogini związana z tak ważnym dla nas wszystkich wybaczaniem, a bez wybaczenia nie można przecież pójść do przodu… Poli’ahu uczy nas też jak transformować trudne chwile i wspomnienia w takie które nas wzmacniają i dają wewnętrzną siłę. Och, której z nas to nie dotyczy… ;-).
Wiem, że taniec jest obecny w Twoim życiu praktycznie od zawsze.
Można tak powiedzieć, choć jako mała dziewczynka byłam bardzo nieśmiała i na wszystkich zabawach trzymałam się raczej z boku… Potem, już jako nastolatka zakochałam się w tańcu. Poszłam kiedyś na jakiś turniej i zobaczyłam ubrane w piękne, błyszczące suknie, w tiule i szyfony i uczesane w piękne fryzury z kwiatami we włosach, cudowne dziewczyny, które tak pięknie poruszały się w rytm muzyki. Od razu zrozumiałam, że tak chcę. Zgłosiłam się natychmiast do klubu i zaczęłam trenować taniec towarzyski. Byłam w tym czasie jedną z najmłodszych uczestniczek zajęć – do klubu przyjmowano wtedy od 15 roku życia! Taniec nie był wtedy tak popularny jak teraz i niewieloma jego formami można było zajmować się wyczynowo – taniec towarzyski był jedną z nich. I tak taniec zagościł w moim życiu i pozostał już na zawsze choć z czasem zmieniła się jego forma.
Pewnie nie było łatwo…
Oj nie. Rano szkoła, potem szybki obiad, trening, w nocy lekcje, często i do bardzo późna, rano znów wstawanie w piątek po południu pociąg i wyjazd na turniej, dwa dni zawodów w niedzielę, w nocy pociąg do domu – często prosto do szkoły w poniedziałek. Naprawdę dużo wyrzeczeń, brak spotkań z kolegami po szkole czy w weekendy… notoryczne niedospanie… Ale w sumie – cudowny czas. W tym czasie trenowałam intensywnie, każdego dnia, gdyż byłam w sekcji turniejowej i na takie turnieje wyjeżdżałam, czasem nawet i co weekend. Był to też czas liceum i matury, więc nie było lekko, ale pasja to pasja, a taniec stał się moją pasją prawdziwie. Nic nie było w stanie mnie oderwać. Jak coś kochasz to się nie zastanawiasz.. Niestety by tańczyć trzeba mieć partnera, a mój partner po kilku latach poszedł do wojska. To przerwało moja karierę, ale ja nie przerwałam jednak kontaktu z tańcem – zrobiłam uprawnienia trenerskie i zaczęłam prowadzić w moim klubie zajęcia z dziećmi, gdy po kilku latach mogły tańczyć już i dzieci.
Czyli naturalnie przeszłaś do roli nauczyciela.
Tak. Pracę trenerki kontynuowałam jeszcze po urodzeniu pierwszego dziecka, jednak już wkrótce musiałam zająć się szybko powiększającą się rodziną.
Masz to szczęście uczyć się u świetnych hawajskich nauczycieli.
Naukę Hula rozpoczęłam oczywiście w Polsce, potem pojechałam na Hawaje by zdobić uprawnienia trenerskie. Od tej pory na Hawaje jeżdżę tak często jak mogę by pogłębiać swoją wiedzę. To mój duchowy dom. Tańców hawajskich nie można bowiem zmieniać według własnego widzimisię, bo to głęboki i pełen mocy przekaz transformujących treści…
To co najbardziej urzeka mnie w moich obecnych nauczycielach to ich ogromna pokora i oddanie dla Hula. Są cały czas ‘w służbie’ nigdy nie przedkładają swojego dobra nad dobro innych.
Od nich właśnie otrzymałam duchowe hawajskie imię – Meali’iokalani – oznacza wiele dobrych rzeczy z nieba, nie tylko tych wielkich, ale i tych malutkich. To takie błogosławieństwo… Jestem im wszystkim ogromnie wdzięczna za wszystko co dane mi było przy nich przeżyć.
A co Tobie daje uczenie innych Hula?
Być nauczycielem Hula to ogromna przyjemność, ale i wielka odpowiedzialność. To cudowne móc patrzeć jak zmieniają się osoby, które przychodzą na zajęcia, jak nabierają tego wewnętrznego piękna, jak kwitnie w nich radość życia. To ogromna satysfakcja dla nauczyciela widzieć, że to służy innym i że można zarażać swoją pasją. Odpowiedzialność natomiast by Hula przekazywać najlepiej jak tylko można, najczyściej i najwierniej. Reprezentujemy naszych nauczycieli i ich linię przekazu, a jest to wielosetletni przekaz tradycji. Ponieważ rdzennych Hawajczyków jest coraz mniej, my również uczestniczymy w przechowywaniu tej tradycji, nawet będąc po drugiej stronie Ziemi… Zapraszam wszystkich bardzo serdecznie w ten cudowny świat, do naszego Raju, do Małych Hawajów w Polsce ;-). Aloha!
*Żaden z zamieszczanych wywiadów nie jest tekstem opłaconym ani pisanym na zamówienie. Materiał jest sponsorowany przez samo życie i autorka tekstu czerpie z niego korzyści jedyne duchowo-towarzyskie.
No pięknie u mnie dziś w górach zamieć śnieżna, więc z tym większą przyjemnością czytam tekst o gorącym hawajskim hula. Słyszałam już coś nie coś, ale historia Twojej bohaterki, pokazuje, że może on faktycznie zmienić całe życie. Myślę, że świat przekazuje nam tą dobrą energię, o której mówi Małgorzata w wielu formach, a od nas zależy jak i kiedy zdecydujemy się ją brać :- )))) Aleksandra
wystarczy wybrać… 🙂
PS wysyłam ogrom ciepła z równie zawianego i deszczowego zakątka leśnego Iserlohnu 🙂
No pięknie u mnie dziś w górach zamieć śnieżna, więc z tym większą przyjemnością czytam tekst o gorącym hawajskim hula. Słyszałam już coś nie coś, ale historia Twojej bohaterki, pokazuje, że może on faktycznie zmienić całe życie. Myślę, że świat przekazuje nam tą dobrą energię, o której mówi Małgorzata w wielu formach, a od nas zależy jak i kiedy zdecydujemy się ją brać :- )))) Aleksandra
wystarczy wybrać… :)PS wysyłam ogrom ciepła z równie zawianego i deszczowego zakątka leśnego Iserlohnu 🙂