Dziś dzień trzeci akcji „Słucham podcastów w ruchu”. Oj kręciłam się i kręciłam, nie miałam chwili dla spokojności. I w kawałkach i w cząstkach i minutach rozdartych między sprawy ważne i mniej ważne słuchałam dziś dla odmiany czegoś po polsku. Z zaciekawieniem i pewną dozą wstrzemięźliwości ;-). Ale znowu myślę sobie: Kawula, nie bądź ignorantką i zabierz się do tematu uczciwie. A że wpadła mi w oko pewna niewiasta i jej loki, to znowu myślę: lokowane istoty są fajne, trzeba się trzymać razem ;-). I tak oto przesłuchałam trzy pierwsze odcinki podcastu „Po nitce Ariadny”, a w trakcie natchnęło mnie do zrobienia kłębkowo zakręconego zdjęcia z czegom dumna wielce.
Odkurzenie znanego
Dobrze sobie czasem to, co znane ugruntować, odświeżyć usłyszeć trochę inaczej, posmakować z talerza tuż obok. Bo choć sprawy jakie porusza autorka podcastu mi bliskie to jednak podane w skondensowanej i konkretnej przynoszą powiew świeżości. Zatrzymałam się na odcinku o pokonywaniu oporu…
Wszystko… ale jutro!
Jak na złość nie mogłam podcastu posłuchać w całości i spokojności, bo co chwilę mi przerywano, a to potem już do obowiązków, a to gotowanie, a to znowu obowiązki, a to już z psa nakarmić. Noż ile można! A nie jestem osobą, która odkłada sprawy na potem… Doszło w końcu do tego, że zaczęłam sobie wmawiać, że faktycznie napiszę ten tekst jutro, przecież nic się nie stanie i nikt mi głowy za to nie urwie. Tylko, że bardzo tego nie lubię… No nie lubię sobie czegoś obiecać i potem słowa nie dotrzymać… Wyzwania są też po to żeby stawiać się na posterunku. W zasadzie dla samego siebie bo to naprawdę fajne uczycie być wiernym sobie ;-).
Lekcja ze szkoły Ariadny Wiczling
Ostatnio spotkałam się z dwiema koleżankami. I tak się złożyło, że rozmawiałyśmy o sprawach, które po prostu trzeba zrobić i już. Ale jakoś ich nie robimy. I Kawula zacierała ręce, bo miała okazję trochę pokopać towarzystwo motywacyjnie ;-). Bo kiedy skończyły się wymówki, nie zostało już nic innego jak zrobienie tego, co trzeba. To jest proste! Naprawdę… Tylko jak mówi Ariadna kiedy stoimy przed zrobieniem czegoś ważnego dla nas, pojawia się opór. A im większy opór, tym większa i ważniejsza zmiana może nas czekać… I naturalnym stanem jest lęk. Mózg zaczyna mobilizować się do obrony. Chce dla nas dobrze. Bo przecież poza znanym, może czyhać wilk groźny, albo kolce ostre. Po co pchać się na niepewny grunt, skoro można sobie posiedzieć spokojnie w znanym, bezpiecznym i puchatym?
Tu ważne jest „zidentyfikowanie wroga”: Czy to opór przed czymś dla Ciebie ważnym i co chcesz zrobić, ale no jakoś nie możesz się do tego zabrać… czy to strach taki zdrowy i ostrzegawczy, żeby się w jakieś kłopoty nie wpakować. Najczęściej ten opór obłożony mnóstwem wymówek ma nas rozwinąć. Nauczyć czegoś. Wzbogacić. To nie zawsze jest łatwe i przyjemne, ale w finale czeka na Ciebie nagroda. Ty mocniejszy. Ty pewniejszy siebie. Ty odważniejszy.
Kilka dni po naszym kobiecym spotkaniu, każda z nas może pochwalić się jakimś sukcesem. Dostałyśmy turbodoładowania i jedziemy na pozytywnej energii uwolnionej z tego, co było przyblokowane. A to obraz niepomalowany od dawna bo jakaś siła wręcz odpychająca kazała nie malować, a to podanie o pracę dumane i dumane i nie napisane bo tyle rzeczy innych do zrobienia. Dziewczyny zrobiły co miały do zrobienia, a Kawula zajada kokosanki i macha nogami i cieszy się bo właśnie to co sobie obiecała, zrobiła i również jedzie na turbodowładowaniu.
The end
Pokonanie tego, co wydawało się nie do pokonania, zrobienie czegoś co było przekładane potrafi wyzwolić niesamowite pokłady energii. Warto więc iść z tą siłą napędową ku kolejnym wyzwaniom. Zatem z wewnętrznym zadowoleniem kończę com miała zrobić dziś i gratuluję sobie, że nie odłożyłam tego na jutro. Jutro będę miała więcej czasu na zrobienie tego co mnie czeka ;-).