Pamiętam, kiedy na kilka lat temu zadzwoniła do mnie klientka, powiedziała, że jest bardzo chora, po skomplikowanej operacji wycięcia guza przy kręgosłupie, z wszczepionymi śrubami i metalowymi płytkami. Zapytała, czy ją pomasuję. Zadałam jej kilka pytań typu: czy odczuwa ból czy może leżeć przez min. pól godziny na brzuchu i na plecach, czy nie ma żadnej rany na ciele. Po wysłuchaniu, zgodziłam się ją przyjąć. Popłakała się. „Wszędzie, gdzie dzwoniłam, słyszałam, że jestem zbyt chora” – przyznała – albo że „masaż jest przeciwskazaniem dla osób chorych na raka”, albo „nie zajmuję się tego typu klientami”.
To była jedna z moich pierwszych pacjentek, której większości rzeczy z mojej techniki zrobić nie mogłam, a która po masażu powiedziała, że już dawno nie czuła się tak zdrowa jak podczas tego spotkania. I choć nie wstała magicznie uzdrowiona, znowu była kobietą, której ktoś nie boi się dotykać.
Po prawie 15stu latach masowania techniką hawajskiego lomi lomi, odważyłam się na kolejny krok. To trudny osobiście dla mnie czas i choć kompletnie tego nie planowałam i nie wiem jakie będzie miał konsekwencje, wczoraj wylądowałam przed czteroosobowym zespołem medycznym Puckiego Hospicjum i przez prawie godzinę opowiadałam o terapii masażem. I choć kilka osób widziałam już wcześniej, i choć wiedziałam, że każdy tam jest przyjazny, mnie się momentami język plątał i mówiłam od rzeczy. Bo jak przed specjalistami od opieki paliatywnej mówić o masażu, który z onkologią się wcale nie kojarzy? Jak niemedycznym językiem opowiedzieć o jego efektach i jak nie poczuć się przy tym jak ostatni nieuk?
Ostatni tydzień spędziłam na poszukiwaniach informacji po polsku o masażu paliatywnym i onkologicznym. Polska ma mało do powiedzenia w tej sprawie. Dwa dni przed spotkaniem w hospicjum, olśniło mnie, żeby wpisać w przeglądarkę anglojęzyczne odpowiedniki. Przepadłam w opracowaniach, badaniach, artykułach, nagraniach. Byłam gotowa prawie kupować bilet do Stanów na szkolenia, żeby poznać specjalistów, którzy zajmują się tym tematem od 30 lat! Ale powoli, najpierw Puck. Czy można coś zrobić tu? Będąc mną? Mając moje doświadczenie z poprzedniego lomi badania?
Okazuje się, że tak! I choć wczoraj wydawało mi się, że poległam na spotkaniu, że nie udało mi się to, po co przyszłam, to mam wrażenie, że jeszcze nie ogarniam tego, jaką szansę dostałam. Specjaliści jednogłośnie przyznali, że warto zacząć z wybranymi przez lekarz prowadzącą pacjentami z Przychodni Medycyny Paliatywnej Puckiego Hospicjum pw. Św. Ojca Pio.
Nie wiem co mnie czeka. Trochę wiem, co czeka moich przyszłych pacjentów. Jestem na tle podekscytowana, że dalej przekopuję Internet w poszukiwaniu masażystów, którzy temat badają od wielu lat. Słucham wywiadów i z ekscytacji słabo śpię. Jest tyle książek, tyle w nich obalonych mitów, tyle cennej wiedzy, a przejrzałam ledwo trzy z brzegu.
Kompletnie tego nie planowałam. Układania nowych ankiet do monitorowania postępów terapii masażem, pracy wolontaryjnej i zaczynania nowego lomi badania akurat teraz. Ale kiedy czytam, opracowania badań zagranicznych, że wystarczą 2-3 minut dotyku (wcale nie masażu, a dotyku!) pełnego współczucia, żeby obniżył się poziom kortyzolu i ciało weszło w fazę relaksu to nie mogę nie podjąć wyzwania!
Nie mogę zasnąć po wysłuchaniu wywiadu z Anne Catlin, pionierką Compassonate Touch, która pracuje z pacjentami cierpiącymi na chorobę Parkinsona, Alzheimera czy demencję. Opowiada, że kiedy te osoby są dotykane z czułością, w odpowiednie części ciała, zanim zaczną się zwykłe rutynowe czynności w domach opieki, zdecydowanie chętniej współpracują ze swoimi opiekunami.
A już dziurę w myślach robi mi, kiedy pani Catlin mówi: „Kiedy zapytasz pacjenta hospicjum, którego ból zazwyczaj jest opanowany medycznie, czy odczuwa ból, najczęściej odpowie „nie”. „Ale jeśli zapytasz ich, czy cierpi, odpowiedź często brzmi tak”.
I może dlatego, że mam taki wymagający emocjonalnie czas, przychodzi do mnie to wyzwanie? Jestem kompletnie rozmiękczona w środku. Czuję się inaczej, ale jeszcze nie wiem jak. Jestem z emocjami, a nie w emocjach. Może coś dobrego z tego wyjdzie? Dam znać. Na razie zaniosłam materiały dla pacjentów pani doktor, żeby wiedzieli na co się piszą i czego mogą spodziewać po masażu.