Zapraszam do lektury kolejnego gościnnego tekstu. Tym razem coś na ogrzanie serca i marzeń.
Tina. Indiańskie imię – „Śpiąca ze słoniami”; magiczna; odważna; reżyserka własnych podróży; przy jej filigranowej postaci, na szlaku wygląda jak wielki plecak z nogami.
A teraz uwaga! Otrzymałam możliwość, a właściwie zaproszenie, do popełnienia kilku słów na tej stronie. Mogę napisać, co tylko zechcę! Wspaniale! Zatem zanim włączy się Agnieszce cenzor (albo i mnie), wykorzystam tę sposobność do obrony mojego wielkiego brata – SŁONIA. I by opowiedzieć Wam o tym, jak to jest, gdy spełniają się marzenia.
Otóż słoń przychodził po mnie w snach, jak byłam jeszcze całkiem mała. Przychodził pod moje okno (tak, sięgał do drugiego piętra!), a ja wychodziłam cichutko, siadałam na jego grzbiecie i wyruszaliśmy na szlak wielkiej przygody. Tak zaczynały się najpiękniejsze sny. I marzenia.
„Jesteś jak słoń!” – powiedziałam z zachwytem do mojego partnera, który rozplątywał mi korale w sposób ujmująco delikatny. Ponieważ znaliśmy się wówczas bardzo krótko, nie wziął tego za komplement. No tak, a któż z Was by wziął?? No i właśnie! „Słoń w składzie porcelany!” Że zepsuje, zrzuci, że taki niedelikatny… A tymczasem wcale nie! Posłuchajcie…
Sen o przejażdżce na słoniu w końcu się spełnił. Szary słoń wprawdzie nie przyszedł pod moje okno, ale faktycznie był ogromny. I przewiózł mnie przez prawdziwą nepalską dżunglę. A tam to dopiero przygoda! Żadne zwierzę nie czuje zapachu człowieka, gdy obok jest słoń, zatem mogłam obserwować krokodyle, nosorożce i wszelkie jeleniowate. A gdy przyszło nam się zmierzyć z ogromną skarpą, słoń schodził z niej niezwykle delikatnie, cały czas mając na uwadze, że siedzę na jego grzbiecie! A to, że wyszłam z tej przejażdżki dość mocno poturbowana? Cóż, przy jego gabarytach nie da się inaczej, jak ocierać o najwyższe partie drzewostanu. Co właściwie też ma swój urok – małpie popatrzeć w oczy… a i do tej pory, po lasach chodząc, dotykałam jedynie runa.
Tego samego słonia nakarmiłam wieczorem i zasnęłam, tuląc się do jego trąby. Był taki ciepły! Ja –maleńka, on-kolos. A tak się wystraszył kiedy kichnęłam! Ten wielki Słoń! I wstał. Bardzo delikatnie, bo przecież leżałam obok.
Ja owego spotkania i delikatnej natury słonia nie zapomnę. Wyryło się w pamięci, w sercu. A słoń? Przecież „Trąbalski-zapominalski”, nie zawiązałam mu supła na trąbie to mogę zapomnieć o wiecznej przyjaźni. I znowu nieprawda! Słoń zapamiętuje zapach człowieka i brzmienie jego głosu. Jest w tym DOSKONAŁY! Przy ponownym spotkaniu, nawet po wielu latach, będzie wiedział, czy spotkała go przyjaźń czy krzywda.
W okresie suszy słonie potrafią przemierzać kilometrami pustkowia sawanny, ponieważ jeszcze z okresu dzieciństwa pamiętają, gdzie było źródło wody.
Ja też w wiele miejsc powracam, sprawdzając stan mojej pamięci. I wierzę w ponowne spotkanie, rozpoznanie… Bo jak widać, marzenia się spełniają.
To tyle. Dziękuję Agnieszko. Jesteś jak słoń. Moja olbrzymia siostrzana miłość.
Piękna opowieść 🙂
m.
Piękna opowieść 🙂
m.
Czytalo sie wspaniale! Pieknie opowiadasz 🙂
M&J
Czytalo sie wspaniale! Pieknie opowiadasz 🙂
M&J