10 osób, 5 stołów do masażu, 4 litry oleju z pestek winogron, kilogram kawy w ziarnach, 40h pracy, z czego ¾ to czas spędzony na masowaniu, dużo potu, więcej śmiechu, trochę łez – to tylko kilka podstawowych składowych właśnie zakończonego kursu grupowego Lomi Lomi Fizjo.
Przygotowywałam się do tej zmiany ponad pół roku. Ostatnie tygodnie były napięte ze względów organizacyjno-technicznych. Moje jelita nie bardzo chciały komunikować się z mózgiem 😉. Przed kursem, sporo było zamieszania. Zapomniałam już jak to jest organizować zajęcia grupowe 😉. Do ostatniego dnia zastanawiałam się: „czy oni naprawdę wszyscy przyjdą? No wpłacili zaliczki, ale czy mimo wszystko dojadą? Cała dziesiątka?”. Przyjechali. I choć kilka osób miało poważne obawy czy i jak podoła masowaniu obcych osób i przyjmowaniu od nich masażu, to właśnie te osoby z dnia na dzień rozkwitały. A czwartego dnia, jedna zapisała się na kurs dla zaawansowanych na jesień. Takie to były niespodzianki.
Trzech mężczyzn i siedem kobiet, bo było wyzwanie do pogodzenia. Bo zadbanie o merytorykę to jedno, ale dla mnie równie ważny jest komfort uczestników. Żeby w grupie mieszanej, wszyscy czuli się komfortowo pracując w parach. Żeby wejście w dotyk i masaż z drugim, obcym człowiekiem nie okazał się zbyt dużym wyzwaniem. Żeby była przestrzeń nie tylko na komplementy i zachwyty, ale na wypowiedzenie też tego, co trudne, w kontakcie z drugim człowiekiem. Tak możemy uniknąć naprawdę poważnych potknięć w późniejszej praktyce.
Niby wszyscy wiedzą, że jadą na kurs masażu, a nie lepienia garnków z gliny. Jednak grupa jest żywym, zmieniającym się z dnia na dzień organizmem i trzeba za nią nadążyć. Czasami czułam się jak trener piłki nożnej, który rozpisuje na tablicy układ swoich graczy na boisku 😉 albo nawigacja gps, która próbuje nadążyć za objazdami na drodze. Od „jesteś poza trasą – przeliczam-kieruj się na północ” w mojej głowie następowały mikro wyładowania i ekspresowe ustawianie nowych współrzędnych 😉.
Kursy grupowe, które wystartowały są wzbogacone o coś, czego nigdy sama nie doświadczałam na swoich szkoleniach. Pokusiłam się o kilka eksperymentów. Zaprosiłam gości zarówno innych praktyków masażu lomi lomi, jak i moich klientów, którzy przeszli lomi terapię u mnie i wiele z tego, o czym opowiadałam potwierdzili. Przyszły też moje uczennice, które położyły się na stole do masażu, a grupa czwartego dnia kursu masowała im plecy i jednocześnie dostawała informacje zwrotne. To się pięknie zgrało.
Pierwszy raz przygotowałam też coś na kształt podręcznika dla lomi praktyka. Sporo osób pytało, czy można go kupić, ale on jest przygotowany tylko dla uczniów, żeby nie musieli moich słów notować, żeby to, co najważniejsze, zostało na papierze, do którego można w każdej chwili wrócić. Lomi niezbędniki tak się spodobały, że musiałam wszystkim pisać dedykacje, jakby to było spotkanie autorskie (!). Moja graficzka i drukarniana naprawdę spisali się przeogromnie, mimo sporej dawki emocji, krótkiego terminu i farby, która też potrzebowała czasu na wyschnięcie, zanim podręczniki trafiły do ludzi.
To był też taki kurs, na którym nie robimy zdjęć z sesji masażowych. Mam w tym temacie jasność. W Internecie jest tyle innych, że nasze nie są już nikomu do niczego potrzebne. Ale myśmy tu byli. Rocznik 2024 luty/marzec. Jedenaście osób, przez pięć dni, po osiem godzin dziennie. A czasem się namnażało nas do piętnastu osób 😉. I zrobiliśmy taką robotę o jakiej mam nadzieję, niebawem usłyszą różne zakamarki Polski (i Europy). Wypuściłam z kursu osoby świadome mądrości masażu Lomi Lomi Fizjo. Tego, co to narzędzie potrafi, jak bardzo może pomóc innym i jak bardzo jego elementy mogą być stosowane wszędzie tam, gdzie jest drugi człowiek w potrzebie. Reszta w ich determinacji i sercach.
Obserwowanie całej grupy ostatniego dnia, kiedy wykonywali kompletne sesje masażu to nagroda, która cieszy też moje jelita 😉. Dziesięć różnych osób, dziesięć różnych dotyków, dziesięć serc, które czują jaka to odpowiedzialność, dobro i szczęście móc masować z tą niepowtarzalną w żadnym innym masażu jakością lomi lomi.
A bonusem do całości było kilka wiadomości jakie otrzymałam jeszcze tego samego dnia po zakończeniu szkolenia. Ludzie rozjechali się do domów. Prowadzili samochody przez kilka godzin, a potem mieli jeszcze siłę i chęć pomasować swoich bliskich! To jest takie dobre!
Już w środę poznam kolejne 10 osób, tym razem lomi praktyków, których czeka też kilka niespodzianek i wyzwań. Sama jestem ciekawa jak to wszystko wyjdzie. Przejdę tę drogę razem z nimi, dzień po dniu.
Kolejny kurs dla początkujących już w kwietniu. Zostały 2 wolne miejsca. Na kurs dla zaawansowanych 1 miejsce. Edycja jesienna, w połowie już zarezerwowana.
Tu można prześledzić wszystkie daty i dokonać rezerwacji.