Stół do masażu wjechał na salony Domu Seniora na Białej 6 tuż po 9 rano. Ale zanim został rozstawiony, najpierw trzeba było odwiedzić i pomasować, te osoby, które samodzielnie nie są w stanie zrobić niczego.
Dziś towarzyszyły mi Asia i Renata. Bez zbędnego gadania, rozeszłyśmy się, każda do wyznaczonych podopiecznych i szybko przeszłyśmy do działania.
Choroba nie ma litości. Potrafi powykrzywiać ciało, odebrać mięśnie, narobić siniaków, napompować wodą, pokryć bólem, wytworzyć trudny do zniesienia zapach, pozbawić mowy i świadomości. Choroba często odbiera godność do tego stopnia, że nie możesz nawet zdecydować o tym, kiedy się wypróżnić. Ale tam, w samym centrum zniewolenia, jest człowiek. Jego historia, emocje, sprawy mniej lub bardziej załatwione, są jego nadzieje, tęsknoty, miłości, słowa wypowiedziane i może te pożałowane także. I choć często ten człowiek jest tak zagubiony w chorobie, że nie ma szans na odnalezienie, nadal należą mu się czułość, szacunek i a jego lodowatym stopom ciepło.
Przyznam, że czasem boję się, odczuwam respekt, sama czuję pogubienie w obliczu tak różnych chorób czy zawiłości demencji. Na przykład taka sytuacja: w jednym pokoju leżą trzy panie – z jedną mogę swobodnie rozmawiać, jedna mówi półsłówkami, trzecia raz krzyczy, po chwili leży przytulona do poduszki jak małe dziecko, po paru minutach zadaje pytania o przepis na dżem jabłkowy, a za chwilę prosi o jedzenie, by w kolejnej minucie znowu zawisnąć za niewidzialną linią nieświadomości. Czasem nie wiem jak się zachować, kiedy w trakcie masowania jednej pani, druga domaga się uwagi i zadaje pytanie za pytaniem, a jeśli cokolwiek odpowiadam, odpowiedzi nie słyszy i tak do momentu, kiedy znowu opada na poduszkę, a potem ponownie podrywa do pionu „bo ona musi iść jabłka zrywać”. A na sam koniec, całkiem świadomie mówi:
– Lekarz mnie badał i powiedział, że ze mną można rozmawiać, że wszystko ze mną w porządku, ale ja wam powiem, że odkąd zachorowałam, nic nie jest w porządku.
I tak to idzie…
Czasem mam takie dni jak dziś, bardziej refleksyjne i z większym przejęciem poruszam się po parterze, gdzie rezydują osoby leżące. Od nich zaczynam masaże. Kiedy przechodzę od zimnych stóp pani Gertrudy do lodowanych nóg powleczonych skórą pani Grażyny i dochodzę do równie zimnych stóp pani Heleny – ściska mnie w sercu i dziś nie pomagają wszystkie kolory razem wzięte na mojej sukience. Z zamyślenia wytrąca mnie dopiero pani Wiesia i jej powitanie „Ale jesteś piękna, taka piękna”. Masuję jej nogi i choć pani utknęła w nielogicznych końcach i początkach różnych opowieści, uśmiecham się do niej, a ona jeszcze parę razy powie do mnie: „taka piękna”. Nie wiem o czym dziś rozmawiałyśmy, ale mam poczucie, że to było dobre spotkanie, pełne wzajemnego zrozumienia, choć każda z nas dotykała innego fragmentu rzeczywistości.
Tuż przed jedenastą wynurzam się na piętro, do pokoju numer 3.
– Czy to tu jest masaż? – zagląda do pokoju pani Zyta, kiedy akurat masowałam panią Danusię.
Pokój numer 3 w ciągu dnia zazwyczaj jest pusty, bo pensjonariuszki imprezują na salonach, więc od dziś, w każdy kolejny czwartek zamieni się na parę godzin w salon masażu.
Na widok optymistycznego stołu do masażu były zachwyty, podziw, obawy i wzruszenia.
– Nie pozbędzie się mnie pani tak szybko – zadeklarowała pani Jadzia, kiedy rozsiadła się wygodnie.
– Ale wygodnie, nic tylko zasnąć – westchnęła pani Danusia, a po masażu cieszyła się swoim zrelaksowanym ciałem: ale wspaniale, ale lekko – powtarzała w niedowierzaniu, Kiedy wróciłam z kolejną osobą do masowania, pani Danusia jeszcze nie powiedziała ostatniego zdania, bo oto wyciągnęła dużą paczkę czekoladowej chałwy i wypaliła:
– My tu nie mamy pieniędzy, ale słodyczami panią zasypiemy – i mnie mocno wyściskała.
Pan Bogdan był ostatni w kolejce. Masowałam jego nogi, które coraz bardziej odmawiają posłuszeństwa. Te same nogi pokonywały maratony i triatlony, te same nogi kręciły setki kilometrów na rowerze. Rozmawialiśmy o sportowych wyzwaniach, sprawności fizycznej, morsowaniu, o nordic walking i że spotkamy się za tydzień na kolejnym masażu.
– Dobrze mi się leżało, masaż jest taki relaksujący – przyznał pan Bogdan i poszedł wolniutko, przy balkoniku odpocząć do swojego pokoju.
A na sam koniec pani Jola dołożyła:
– Pamiętasz, jak byłam chora i nie mogłaś wtedy mnie masować?
– Pamiętam.
– No to tydzień później, jeszcze taka byłam nie bardzo, ale ty przyszłaś, pomasowałaś mi trochę plecy, pamiętasz?
– Pamiętam.
– Ty wiesz jaką mi to ulgę przyniosło? No mówię ci, nigdy tego nie zapomnę.
Mówię Wam, ten wolontariat dotykowo masażowy przelatuje przez wszystkie widzialne i niewidzialne warstwy człowieka…