Ciągle zaskakuję samą siebie. Przestałam się mierzyć z całym światem, porównywać wyniki, ściągać, podpatrywać, skakać wyżej i dalej. Przestałam oczekiwać od samej siebie, że mam być najlepsza. Przestałam udowadniać cokolwiek i komukolwiek. I nadal potrafię znaleźć samą siebie w sytuacji, która budzi wewnętrzny głos w głowie mówiący: Kawula! To Ty?! Kto by pomyślał…
No właśnie… Dwa miesiące temu podniosłam zasuszone marzenie z chodnika po którym przechadzają się zaschnięte duchy. Wróciłam na zajęcia z salsy. I przypomniałam sobie. Znowu sobie tak wiele przypomniałam… Weszłam z pewną dozą nieśmiałości w grupę par rozpoczynających zabawę tak jak ja. Jakoś tak ubrana sama nie wiedziałam jak, czująca wiele blokad przed tym zmysłowym tańcem, szukająca kobiety w sobie. Pierwsze kroki. Krytyczne. Za bardzo. Zdziwiłam się, że pani perfekcjonistka jeszcze tam mieszka. No jakoś razem damy radę, ale czy musimy… Dreptałam, dreptałam, aż w końcu mój wzrok trafił na białą kartkę przyczepioną do wielkiego lustra. Na niej napis: Tak jak robisz cokolwiek tak robisz wszystko!
I nagle olśnienie! Jeśli tak mam podchodzić do sprawy, faktycznie lepiej sobie odpuścić. Więc… wzięłam głęboki oddech i ruszyłam w objęcia salsy! Tak jak umiałam, w stroju w jakim byłam, z blokadami, które znalazłam. I bawiłam się wyśmienicie, poznałam cudownych ludzi w zasadzie w cale z nimi nie rozmawiając tylko tańcząc, uśmiechając się, gubiąc rytm i odnajdując. A po dwóch godzinach nauki poszłam na swoją pierwszą imprezę Latino i bawiłam się również wyśmienicie po drodze trącając roztańczonymi biodrami wszystkie skostniałe myśli na temat mnie jako kobiety, zmysłowości w tańcu, gry dwojga ludzi na parkiecie. Obserwowałam przepiękne pary bawiące się muzyką i ciałem. Zakochałam się dziesiątki razy jednego wieczoru. Pot kapał mi po całym ciele. Muzyka wibrowała pod skórą, a ja po prostu się bawiłam nie znając kroków nic a nic. Muzyka sama prowadziła. I wyśmienity partner, któremu dałam się prowadzić. Wytrzęsłam wszystko!
I tak z kobiety, która w tańcu bacznie bada podłogę stałam się tą, która patrzy w oczy partnerom i się uśmiecha. Z tej, która ubierała się luźno i na sportowo, wyrosła ta, która nosi szpilki do tańca i seksowne sukienki i do tego czuje się w stroju wyśmienicie. Pożegnałam nieśmiałość i wstyd, przywitałam radość, zmysłowość, zabawę.
Mam w swoim życiu wiele pasji, ale taniec to jest coś co podnosi mnie zawsze i wszędzie. Mogę być mega zmęczona, a po godzinnym treningu salsy nie mogę zasnąć do późnych godzin nocnych ciągle tańcząc w myślach.
I w chwili kiedy zapisywałam się na zajęcia, nie miałam pieniędzy. Miesiąc później popłynęła rzeka obfitości. Każdą komórką dziękuję za to, że tańczę, raduję się wewnętrzną transformacją, obserwuję narodziny nowej mnie. I nic mnie nie powstrzyma! Nie mam żadnej wymówki. I to nic, że zajęcia kończą się o 22, a ja na chwilę przed marzę tylko o łóżku… Świetnie! I to nic, że wędruję godzinę pieszo w jedną i drugą stronę, a wracam do domu padnięta o 23. To nic! Bo kocham to, kocham i zadedykowałam temu każdy oddech kiedy tańczę. Wymówki zdechły z głodu już dawno temu.
Jeśli ktoś Ci kiedyś powiedział, że do czegoś nie masz talentu, nie wierz mu! Jeśli ktoś Ci kiedyś powiedział, żebyś sobie odpuścił te różne głupoty, wyśmiej go i rób swoje! Jeśli ktoś Ci kiedyś powiedział, że daleko nie zajedziesz na tej swojej pasji, podziękuj mu, bo to on jest jednym z większych Twoich motywatorów… Mnie powiedziano kiedyś wiele różnych rzeczy, że ta cała energia to ściema, że z pisania się wyżyć nie da, że taniec to podejrzana sprawa, że samemu trudno wyżyć, że szczęście to mąż i stabilizacja, że kobieta w podróży to przecież niebezpieczeństwo, że jeszcze wiele wiele innych spraw. Każda jedna była fałszywa. Każdej jednej zdjęłam maskę i zobaczyłam jedynie wystraszoną istotę, która nie umie inaczej niż tylko zakazywać. Pożegnałam wszelkie postaci mego wewnętrznego życiowego dramatu i robię to, co czuję, że jest moje, a nie czyjeś. I robię to całą sobą, całą moją istotą, każdą komórką. Inaczej nie ma sensu zaczynać… Bo tak jak robisz cokolwiek, tak robisz wszystko! Życie jest za krótkie by przeżyć je byle jak i na odwal się. Więc… zamknij oczy. Przypomnij sobie te wszystkie marzenia, które chciałeś realizować jako dziecko. Co z nich dziś zostało? Ile umarło bo ktoś Ci coś powiedział i Ty mu uwierzyłeś? Co by było gdybyś sięgnął po te marzenia teraz? Nie musisz od razu dokonywać rewolucji. Ta zajdzie sama, cichuteńko i bezszelestnie… Po prostu wróć do siebie… Zaskocz siebie samego!
Tymczasem kontynuuję zabawę i dalej eksploruję Kawulę jakiej jeszcze nie znałam ;-).